W wielu aspektach jestem życiowym dziwakiem i odbiegam od standardów, ale w tym jednym przypadku zdecydowanie dałam się omotać. I po prostu uwielbiam ceramikę bolesławiecką!
Jestem beznadziejnie uzależniona od tych kobaltowych kropek, umieszczonych na solidnych, grubych naczyniach z wypalonej kamionki.
Kubków, talerzy i filiżanek używam na co dzień, bo chociaż nie posiadam ich zbyt wiele, a na dodatek ich ceny po prostu mnie przerażają, uznałam jednak, że wyroby z Bolesławca to jak najbardziej przedmioty użytkowe i tak powinny być traktowane.
A tymczasem nie tak dawno odkryłam w swoich zbiorach stary dzbanek z lat 70. lub 80. XX wieku, należący niegdyś do moich Rodziców.
Jego wygląd i grubość ścianek wydały mi się podejrzanie znajome, więc zdjęłam go z półki pod sufitem, wyciągnęłam ususzone resztki bukietu, który Mama dostała z ćwierć wieku temu na Dzień Nauczyciela i obejrzałam sobie podstawę dzbanka.
Była na niej sygnatura, a jakże!
Okazało się, że nie myliłam się, dzbanek powstał w manufakturze w Bolesławcu w czasach, gdy niebieskie stemple w formie kółek i kropek nie były jeszcze tak powszechne i tak bardzo modne.