Eksplorując budynek basenu "Lazurowy" mieliśmy nie lada przygodę.
Nie za ciekawa Rosyjsko- Ukraińska relacja polityczna dała się już zauważyć w kolejce, którą codziennie docieraliśmy do strefy.
Dwóch Panów po cywilnemu sprawdzało pracownikom elektrowni przepustki, a naszej grupie paszporty.
Mnie nie kontrolowali, gdy podeszli do mnie i zobaczyli mój cały ekwipunek w postaci aparatu i statywu, machnęli ręką i jeden z nich odchodząc rzucił słowo "strefa".
Samo wejściu na teren elektrowni (zabudowany peron na końcu którego znajdują sie bramki- to wejście na strefę) wzmocniono był dodatkowo osobami wojskowymi z "kałachami" przewieszonymi na plecach.
Dodatkowo miasto Prypeć patrolowane było przez milicję.
Kontrola w pociągu, wzmocniona straż elektrowni wojskiem i patrole milicji w opuszczonym mieście, nigdy dotąd nie miały miejsca.
Ku niezadowoleniu wszystkich otrzymaliśmy aż czterech przewodników (dotąd tylko dwóch z opcją oddalenia się), no i oczywiście kategoryczny zakaz odłączenia się od grupy. Każdy z nas miał jakieś plany związane z przebadaniem miejsc, których dotąd nie zdążył zobaczyć. Od przydzielonych nam opiekunów dowiedzieliśmy się o cenniku "usamodzielnienia się"- tysiąc hrywien grzywny oraz 24 godziny aresztu. Nie było uproś.
Po niedługim czasie wspólnej eksploracji, podszedł do mnie nasz przewodnik i zapytał co chciałbym zwiedzić. W iście sprinterskim tempie wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni zwinięta w rulon mapę i w podobnym tempie wskazałem kilka interesujących mnie miejsc.
-Jak chcesz, to idź- zaproponował młody przewodnik. Unikaj głównych dróg, innych osób a przede wszystkim milicji i jakby co to sam odszedłeś.
Szczęśliwy, przyjąłem bez zastanowienia propozycję przewodnika.
Poczekałem jeszcze na dwóch moich kompanów z którymi poprzedniego wieczoru, w dość skrupulatny sposób wyznaczyliśmy trasę naszego przejścia.
Po zwiedzeniu paru interesujących nas punktów, ku największej uciesze tamtych dwóch, przyszła kolej na budynek basenu "Lazurowy".
Ja wyszedłem na najwyższe piętro, tamci pozostali niżej przy niecce basenowej. Prawdopodobnie robili sobie sesję zdjęciową na facebooka
.
Skupiony foceniem, do moich uszów dotarł ledwo słyszalne ostrzeżenie- "uważaj milicja idzie".
Delikatnie zsunąłem pasek aparatu z szyi, i z wielką ostrożnością podszedłem do okna z którego miałem widok na basen. Rzeczywiście, moim oczom ukazały się dwie o sporych średnicach czapki. Szybki rzut okiem na aparat tkwiący na statywie i ponownie na gości.
Byłem w tej komfortowej sytuacji, że dysponowałem dwoma klatkami schodowymi do ewakuacji. Jedno z zejść doprowadziłoby mnie do basenu, drugie- do wyjścia głównego. Milicja stała piętro niżej, pośrodku tych dwóch klatek schodowych.
W najbardziej cichy sposób ( na podłodze leżała masa szkła) wróciłem po aparat, częściowo zsunąłem statyw by zmniejszyć jego gabaryty. Ponownie podszedłem do okna upewniając się czy przez ten czas nie zaszły na dole jakieś zmiany. Nie- dwie spore czapki nadal tam tkwiły. Zastanawiałem się gdzie zdołali ukryć się moim współtowarzysze niedoli.
Delikatnie i najciszej jak to możliwe, uważając na zdradzieckie szkło leżące na posadzce, ruszyłem w kierunku klatki, która miała mnie doprowadzić do głównego wyjścia.
Po kilkunastu sekundach (w tej sytuacji bardzo długich sekundach) przeciskałem się już przez chaszcze do drogi. Ukryty za drzewami zastanawiałem się co dalej, gdzie pójść i schować się, aby nie zgubić chłopaków i nie zostać wychwycony przez mundurowych. Tutaj nie mogłem zostać bo nie widziałem żadnego pojazdu którym przyjechał patrol, a tym samym nie wiedziałem którym wyjściem opuszczą budynek. Jak wyjdą tym samym co ja to mnie zobaczą.
Udałem się więc do niedużego, piętrowego budynku usytuowanego nieopodal z piętra którego miałem wyśmienity widok na wejście do basenu.
Paląc papierosa z niecierpliwością wypatrywałem dwóch znanych mi od kilku dni sylwetek. Po kilkunastu minutach cali i bez milicji, wyłonili się z chaszczy. Udało mi się przetrwać skryci za drzwiami nie wielkiego pomieszczenia, przed którym zatrzymał się patrol.