Re: Stare maszyny do szycia
: niedziela 07 maja 2023, 20:55
Ja mam maszynę do szycia całkowicie odmienną od wszystkich pokazanych wcześniej w tym wątku.
Legenda rodzinna mówi, że w bardzo wczesnych latach 60.ubiegłego wieku została przywieziona z Sojuza przy okazji podróży służbowej. Ojciec mój podziwiał tam nowoczesne lokomotywy oraz doskonałe technologie mające wspomóc elektryfikację naszych krajowych linii kolejowych.
Wygrzebana z pamięci i – po długich poszukiwaniach – odnaleziona w domu, książeczka z instrukcją obsługi w języku … hmm … okołopolskim (tłumaczenie z rosyjskiego dosłowne, słowo w słowo)nieco zachwiało wiarą w tę legendę, ale kto wie? Wygląda jednak na to, że ta maszyna do szycia mogłaby być produktem eksportowym. Instrukcja została opracowana przez specjalistów radzieckich, przetłumaczona i wydrukowana w mieście Tuła.
Maszyna do szycia Тула szybko zajęła poczesne miejsce w rodzinnym gospodarstwie.
Korzystaliśmy z niej całą trójką, ja nie od razu – musiałam najpierw urosnąć ponad stół – ale gdy się już do niej dorwałam, nikt mnie nie prześcignął w ilości zużytych szpulek nici (oraz połamanych igieł, ale to tylko na początku mojej kariery krawieckiej).
W czasach, gdy prawdziwe dżinsy były na wagę złota (czyt. – bonów PKO), każde wytarte portki kolegów i koleżanek szkolnych przerabiałam na to, co tam kto chciał – torby, torebki, plecaki, spódnice, saszetki, kamizelki, kapelusze … fantazja zleceniodawców nie miała granic, za to ja miałam mnóstwo radości i nigdy się nie nudziłam.
Dodam, że przy pomocy tej maszyny można było przeszyć każdy rodzaj tkaniny – od jedwabiu i firanek, poprzez cienkie kretony, flanelę, płótno lniane, do dżinsu, brezentu, ortalionu a nawet skóry. Była nie do zdarcia. Jedyny remont przeszła w latach dziewięćdziesiątych – było to czyszczenie, smarowanie i regulacja, no i oczywiście wymiana szczotek, które starły się do cna .
Gdy opuszczałam dom rodzinny i szłam na swoje, dostałam na nową drogę życia nowego Łucznika. Stara, poczciwa Tuła została „ze Starymi”, służąc im nadal wiernie i ofiarnie. Na bezrobociu jest od wielu lat, ale gdybym tak spróbowała ją odpalić, to jestem pewna, że ruszyłaby z kopyta. Hmm … chyba to zrobię przy najbliższych odwiedzinach w tamtym mieszkaniu.
Oto Tuła Model 1 – maszyna do szycia produkcji radzieckiej z roku 1960. Piękny kolor i jeszcze piękniejszy dizajn.
Jest pedał gazu, czyli „opornik rozruchowo-regulujący” oraz drewniana skrzyneczka z akcesoriami.
Od spodu pedał ma tabliczkę znamionową.
W skrzyneczce są akcesoria – różne stopki, szpulki, igły …
Z prawej strony korpusu znajdziemy tajemnicze drzwiczki.
Za drzwiczkami jest sprytnie schowany mechanizm do nawijania nici na szpulkę.
Tuła z tyłu
Emblemat zakładu, w którym wyprodukowano moją maszynę do szycia.
Ciekawostką jest to, co pisze o nim Wikipedia – Tulskij Orużejnyj Zawod – producent broni myśliwskiej, rakiet przeciwpancernych, granatników i przede wszystkim broni strzeleckiej. W zakładach tych produkowano między innymi karabinki Kałasznikowa i nadal produkuje się jego zmodernizowane wersje.
Hmmm … chyba powinnam przyjrzeć się jej uważniej …
Legenda rodzinna mówi, że w bardzo wczesnych latach 60.ubiegłego wieku została przywieziona z Sojuza przy okazji podróży służbowej. Ojciec mój podziwiał tam nowoczesne lokomotywy oraz doskonałe technologie mające wspomóc elektryfikację naszych krajowych linii kolejowych.
Wygrzebana z pamięci i – po długich poszukiwaniach – odnaleziona w domu, książeczka z instrukcją obsługi w języku … hmm … okołopolskim (tłumaczenie z rosyjskiego dosłowne, słowo w słowo)nieco zachwiało wiarą w tę legendę, ale kto wie? Wygląda jednak na to, że ta maszyna do szycia mogłaby być produktem eksportowym. Instrukcja została opracowana przez specjalistów radzieckich, przetłumaczona i wydrukowana w mieście Tuła.
Maszyna do szycia Тула szybko zajęła poczesne miejsce w rodzinnym gospodarstwie.
Korzystaliśmy z niej całą trójką, ja nie od razu – musiałam najpierw urosnąć ponad stół – ale gdy się już do niej dorwałam, nikt mnie nie prześcignął w ilości zużytych szpulek nici (oraz połamanych igieł, ale to tylko na początku mojej kariery krawieckiej).
W czasach, gdy prawdziwe dżinsy były na wagę złota (czyt. – bonów PKO), każde wytarte portki kolegów i koleżanek szkolnych przerabiałam na to, co tam kto chciał – torby, torebki, plecaki, spódnice, saszetki, kamizelki, kapelusze … fantazja zleceniodawców nie miała granic, za to ja miałam mnóstwo radości i nigdy się nie nudziłam.
Dodam, że przy pomocy tej maszyny można było przeszyć każdy rodzaj tkaniny – od jedwabiu i firanek, poprzez cienkie kretony, flanelę, płótno lniane, do dżinsu, brezentu, ortalionu a nawet skóry. Była nie do zdarcia. Jedyny remont przeszła w latach dziewięćdziesiątych – było to czyszczenie, smarowanie i regulacja, no i oczywiście wymiana szczotek, które starły się do cna .
Gdy opuszczałam dom rodzinny i szłam na swoje, dostałam na nową drogę życia nowego Łucznika. Stara, poczciwa Tuła została „ze Starymi”, służąc im nadal wiernie i ofiarnie. Na bezrobociu jest od wielu lat, ale gdybym tak spróbowała ją odpalić, to jestem pewna, że ruszyłaby z kopyta. Hmm … chyba to zrobię przy najbliższych odwiedzinach w tamtym mieszkaniu.
Oto Tuła Model 1 – maszyna do szycia produkcji radzieckiej z roku 1960. Piękny kolor i jeszcze piękniejszy dizajn.
Jest pedał gazu, czyli „opornik rozruchowo-regulujący” oraz drewniana skrzyneczka z akcesoriami.
Od spodu pedał ma tabliczkę znamionową.
W skrzyneczce są akcesoria – różne stopki, szpulki, igły …
Z prawej strony korpusu znajdziemy tajemnicze drzwiczki.
Za drzwiczkami jest sprytnie schowany mechanizm do nawijania nici na szpulkę.
Tuła z tyłu
Emblemat zakładu, w którym wyprodukowano moją maszynę do szycia.
Ciekawostką jest to, co pisze o nim Wikipedia – Tulskij Orużejnyj Zawod – producent broni myśliwskiej, rakiet przeciwpancernych, granatników i przede wszystkim broni strzeleckiej. W zakładach tych produkowano między innymi karabinki Kałasznikowa i nadal produkuje się jego zmodernizowane wersje.
Hmmm … chyba powinnam przyjrzeć się jej uważniej …