W samym centrum miejscowości Przyłęk (Frankenberg), położonej w powiecie ząbkowickim, w gminie Bardo, u zbiegu głównych dróg, nieopodal zabytkowego kościoła pod wezwaniem św. Anny, znajdował się niegdyś dawny browar.
Oczywiście początkowo wzięłam za niego duży, rzucający się w oczy budynek przy ulicy Głównej 19.
Rzeczywistość szybko jednak zweryfikowała mój brak wiedzy: kilku sympatycznych panów, spożywających piwko nieopodal sklepu spożywczego "Dorota" bardzo szybko wyprowadziło mnie z błędu, tłumacząc, że zachowany obiekt to tak naprawdę dawna gospoda, a browar znajdował się nieopodal i dziś już nie istnieje.
Cóż było robić - uwierzyłam im. Wyglądali na prawdziwych specjalistów od piwa.
Informacje uzyskane od sympatycznych miejscowych udało się bardzo szybko zweryfikować na niezawodnym portalu polska-org.pl.
Znajdujący się na moich zdjęciach, ładny i duży budynek, to tak naprawdę "Gasthof zur Brauerei" czyli "Zajazd przy browarze". Sam zakład produkujący piwo znajdował się obok, kilka metrów na północ, w miejscu, które pokazywali panowie z piwem.
Browar uchwycono na przedwojennych pocztówkach. I chyba tyle tylko po nim pozostało. A szkoda, bo podejrzewam, że browarnictwo w tym miejscu może mieć baaardzo długa historię. Kto wie, czy nie sięgającą czasów średniowiecza.
Bo trzeba wiedzieć, że Przyłęk w średniowieczu był bardzo ważnym miejscem - przez krótki czas był nawet miastem! Uzyskał lokację przed 1241 rokiem, ale szybko został zdegradowany do roli wsi. Stało się to już w 1284 roku, zapewne po jakiejś większej powodzi, podczas której Nysa Kłodzka zweryfikowała zasadność nadawania Frankenbergowi przywilejów miejskich, takich jak prawo magazynowania soli. Na płaskim terenie, w sąsiedztwie tak kapryśnej i niebezpiecznej rzeki, było to po prostu niewykonalne i groziło utratą całych zapasów.
Bardzo mi przykro, że nie zebrałam wywiadu terenowego, ale ostatnia doba w pracy tak mnie zraziła do ludzkiego gatunku, że miałam ochotę raczej wszystkich ukatrupić, niż z kimkolwiek rozmawiać. W efekcie prosto z Przyłęku pojechaliśmy z Archimedesem do lasu co by się tam solidnie wypłakać na łonie natury wśród kleszczy, komarów, strzyżaków sarnich i innych ustrojstw, których obecność okazała się zdecydowanie milsza.