Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

W dziale tym znajdują się opisy, zdjęcia oraz reportaże z wypraw i wycieczek
Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Postautor: buba » niedziela 22 wrz 2019, 19:50

Zapewne wielu juz zna moje zamiłowanie do wraków wszelakich pływadeł, którego odzwierciedlenie można znaleźć np. TU: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... atkow.html

Ten jednak wodny szkielet wyróżniał się spośród innych, wczesniej napotkanych. Może dlatego, że był drewniany? Moze dlatego, że aby sie dostac na pokład musieliśmy przebrodzić kawałek w wodnych odmętach? A może dlatego, że siedząc na nim miało się poczucie prawdziwego “morskiego rejsu” - z racji na wibracje pokładu, powodowane przez walące w burty fale?

Spotkanie z ową łódką miało miejsce w zatoce Hara, tej samej, gdzie wcześniej zwiedzaliśmy betonowe pozostałości “magnetycznej” bazy. Tyle tylko, że teraz po drugiej jej stronie, koło miasteczka Loksa.

Już z daleka wieje klimatem miłym dla oka, ucha i nosa. Sosnowy, przesycony aromatem żywicy las. Wiatr niosący zapach ryby i wodorostu. Wreszcie tu możemy spełnić nasze nadmorskie tradycje - i zapodać fikołki. Na plażach kamienistych, betonowych czy żwirowych są one mniej przyjemne, więc ograniczamy ten proceder do piachu ;)

Obrazek

Już z oddali miejsce prezentuje sie zacnie! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Łódź owa była podarkiem dla Sajuza od Finlandii, przekazanym w ramach wojennych reparacji (około setki takich podobnych stateczków wtedy sprezentowano). Miały one i motor, i żagiel, pływano nimi na ryby, w sprawach handlowych po całym Bałtyku, a czasem pełniły i różne inne, bardziej potajemne funkcje. Ta konkretnie łódka miała na imie Rakieta i dosyc krótko żeglowała sobie po okolicy. Ponoć już w latach 50 tych zakończyła swą oficjalną działalność i jej malownicze resztki fale wyrzuciły na brzeg. Biorąc pod uwage upływ czasu - obecny stan pływadła jest wiec całkiem niezły!

Tak wygladała za czasów swej świetności. Zdjęcie ze strony: https://dea.digar.ee/cgi-bin/dea?a=d&d= ... 0401.2.9.1

Obrazek

Niedaleko od “Rakiety” leży ponoć gdzies w morzu zatopiona łódź “ Czajka”, ale najprawdopodobniej nie wystaje z wody, wiec i nie bylo nam dane jej odwiedzic osobiście. Żal, no ale cóż zrobić?

Rakietowy kadłub jest poszarpany, a dechy wyżarte w różne malownicze desenie. Sporo czasu spędzamy na pokładzie, napawając sie pięknem i urokiem chwili. Szum fal i zapach starego kutra. I wyciagniete do słonca gęby. Trzy, różnej wielkości stworzenia wyłożone na aromatycznych dechach gapiace sie w obłoki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Różne wzory i kolory. Rzeźby i malunki utworzone przez nadgryzajacy ząb czasu i "sił natury"- wode, wiatry i sól....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Drewno, metal i … zielona, wiosenna trawka! :D

Obrazek

Czy dechy mogą zardzewieć???

Obrazek

Obrazek

Obrazek

P.S.
W kabaczym życiu odwiedzenie tego miejsca było niezmiernie ważne - wrak łodzi znalazły przecież również Muminki!! ( https://www.youtube.com/watch?v=qd4FCK_nUMI ) Potem go wyremontowały i popłyneły nim m.in. w rejs do latarni morskiej! ( https://www.youtube.com/watch?v=2-fMUYCBrvA ) My w latarni juz bylismy kilka dni temu - a w końcu czas przyszedł też i na wrak. Kolejny obowiązkowy punkt programu - statek widmo! :) Trzymajcie kciuki, aby równiez sie kiedyś udało!! :)

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Postautor: buba » wtorek 01 paź 2019, 17:04

Do pisania tego kawałka relacji długo nie mogłam sie zabrać ;) Po poprzednich doświadczeniach jakoś nie miałam odwagi ;) Bo z tym miejscem było coś wyraźnie nie tak… No ale może od początku…

Zwiedzaliśmy wczoraj “magnetyczną” baze w zatoce Hara, wiec nie wypadało nie odwiedzić jej zaplecza mieszkalnego, czyli osiedla Suurpea, położonego po przeciwnej stronie zatoki. Osiedle w czasach swej świetności liczyło około tysiąca mieszkańców, miało szkołe, szpital, sklepy i różne inne udogodnienia typowe dla sporych ludzkich osad. Jego losy sa typowe dla wielu takich miejsc z poradzieckiego świata, ot historia pisana przez kalke.. Sajuz upadł, baza/poligon/zakład przemysłowy wraz z nim przestał istnieć i miejscowość straciła racje bytu. Kto miał pomysł na inne życie to wyjechał, zostały jednostki, ludzie głównie albo starsi, albo mniej zaradni lub przywiązani do miejsca, w którym spędzili sporą część życia. A wszystko wokół zaczęło popadać w ruine i zarastać młodym lasem. Podobna historia jak różnych Skrund, Lipniażek, Szkolnych…

Obecnie osiedle Suurpea (nie licząc wsi położonej kawałek dalej) liczy niecałą setke stałych mieszkańców, głownie zamieszkuje tu ludność rosyjskojęzyczna. (“jak chcesz, kolezanko, pogadac po estońsku, to raczej dzieci szukaj”). Mało kto ma tu prace, głównym źródłem dochodu są emerytury, renty czy różne zapomogi np. na dzieci. Co ciekawe - nie są to wyłącznie osoby związane z dawną bazą czy ich potomkowie, ale również “włóczędzy z innych części kraju”, których skusiła niezwykle tania cena mieszkań (nie wiem czy zakupu czy wynajmu?) Latem robi sie tu nieco ludniej - przyjeżdzają na wakacje nad morze wnuki do dziadków, ludzie z Tallina mają tu działki, gdzie uprawiają warzywa, majsterkują czy po prostu odpoczywają w ciszy. Bo co trzeba przyznać - cisza w Suurpei jest wręcz ogłuszajaca :)

Około roku 2010 w opuszczonym budynku na skraju osady pomieszkiwali członkowie jakiejś sekty, ponoć nawet całkiem porządnie sobie zeskłotowali całe pietro. Niestety śniezna zima i zawalenie się dachu pokrzyżowało ich dalsze plany i znikneli bez śladu. Nikt w okolicy nie wie gdzie się przenieśli. Przez pewien czas w któryms z budynków ukrywał sie młody chłopak. Lokalne baby nieraz dokarmiały go obiadem, przynosiły miseczki jak dla kota. Ale któregos dnia zabrała go policja, a budynek oplombowała.

Cały teren istniejacego jeszcze osiedla oraz ciągnących sie dalej w chaszczach ruin, wraz z koszarami po drugiej stronie drogi, kupił już lata temu jakiś lokalny oligarcha. Traktuje to chyba jako lokate kapitału, bo póki co nie interesuje sie miejscem, nie inwestuje, nic nie zmienia, nie odwiedza swoich włości. Tym samym zapewnia temu miejscu niezmienność i trwanie w takim dziwnym stanie zawieszenia między istnieniem a opuszczeniem. Miejscowi mają na ten temat mieszane odczucia. Z jednej strony np. nie za dobrze się ogrzewa bloki z płyty na własną ręke bez centralnej elektrociepłowni, np. cięzko sie wierci w betonie dziure na ujście rury piecyka. Z drugiej strony - lepsze to niż wszyscy mieliby trafić na ulice, bo pan właściel postawnowił zagospodarować teren inaczej i np. postawic nadmorskie apartamentowce. Nawet się przy mnie o to pokłócili ;)

Wszystkie powyższe informacje pochodzą z rozmowy z kilkorgiem miejscowych - i w żaden sposób nie weryfikowałam ich prawdziwości.


W Suurpei najpierw odwiedzamy dawne koszary. Zespół budynków położony prawie nad samym morzem, ale pas od morza oddzielajacy jest na tyle zarośnięty, że nawet z górnych pięter słabo to morze widać. Na dach nie udaje sie wyjść. Zabudowań jest kupa, co chwile coś sie wyłania spomiędzy gęstych zarośli. Nie wiem czy ktoś tu prowadził jakąś "pieczarkarnie" albo co? W wiekszości zabudowań panuje oszałamiający wręcz zapach grzybów. Nie, nie pleśni i grzyba ścienno - sufitowego, co jest typowe dla zawilgoconych miejsc opuszczonych... Tu pachnie grzybem leśnym, suszonym na blasze pieca prawdziwkiem, nawleczonymi na nitke koralami podgrzybków, koszykiem pełnym zbioru, który wraca z wrześniowego suchego lasu!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Na najwyższym piętrze młody artysta sprejuje po ścianie. Powstaje całkiem sympatyczna fioletowa ośmiornica. Chyba go troche przestraszyliśmy nagłym najściem, bo porzuca puszke i ucieka. Dopiero jak opuszczamy obiekt, widzimy kątem oka, że wyłazi z lasu i wraca na swoje włości.


Osiedle to cały rząd opuszczonych bloków, a potem dwa takowe rzędy bloków zamieszkałych. Dalej znowu kilka pustostanów. Zamieszkałe są te bloki w środku osady.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ruiny to raczej wydmuszki, z pokruszonymi ścianami, brak jakichkolwiek napisów czy resztek wyposażenia. No może czasem trafi sie jakiś skrawek starej gazety, zdekompletowany but czy rozdeptana zabawka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Całość jest utopiona w sosnowym lesie, przez który majaczy morze.

Obrazek


Jak niewiele lat trzeba aby ludzkie osady zmieniły sie w młody las, wypełniony tylko śpiewem ptaków…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na końcu drogi prowadzącej wzdłuż bloków stoi opuszczona szkoła. Teraz głównie chyba słuzy jako miejsce wypalania śmieci. Są też ślady wykorzystywania jej do celów imprezowych, acz dziś to raczej byłoby niemożliwe - zaduch panuje w środku straszny a dym tak gryzie w oczy, że szybko sie ulatniam z labiryntów tutejszych korytarzy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Las nieopodal też jest cały usiany ruinami. Tak jakby niegdyś stało tu drugie osiedle, które opustoszało całkowicie? Busz już prawie zupełnie zniwelował ludzkie starania zagospodarowania tego miejsca. Miejscami trzeba się mocno wpatrzeć, aby dojrzeć pełgające miedzy liśćmi zarysy zabudowań.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z wnętrz już praktycznie wydarto wszystko co się tylko wydrzeć dało. Na tyle skutecznie, że ciężko nawet domniemywać o dawnych przeznaczeniach poszczególnych budynków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedynie tutaj cosik zostało!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sporo zabudowań przypomina jakies mini zakładziki, warsztaty, kotłownie...

Obrazek

Obrazek

Na skraju osiedli jest plac zabaw, gdzie niektórzy z ekipy zaraz nas zaciągają.

Obrazek

A i na placu zabaw można odnależć ciekawe rzeczy - np. takowe urządzenie. Na początku to w ogóle nie możemy rozkminić co to jest? Wygląda nieco jak … szubienica! ;) Taka kolektywna - jak ktoś nie lubi uprawiać procederu sam. Z wielkiego słupa wiszą liny i sobie dyndają na wietrze.

Obrazek

Sami nie dochodzimy do właściwych wniosków. Podpatrujemy małych lokalsów. Chłopaczki łapią za liny i biegnąc dookoła rozkręcają to ustrojstwo. A potem nogi w góre i ziuuuuuu!!!!! I latają wokół a karuzela sie kręci długo, chyba jest cholernie ciężka i ma dużą bezwładność. Planuje poczekać aż dzieciaki sobie pójdą i też skorzystać. Raz, że mi ciut głupio - a dwa że między czubami sosen zauważam majaczącą wieże! Jakby wieża ciśnień? Sune w jej strone. Toperz z kabakiem zostają na straży karuzeli. Zwłaszcza, ze chłopaczki zaczeły pokazywać kabakowi jak sie należy huśtać - więc nie mam serca jej stamtąd zabierać.

Wieża, gdy podchodze, okazuje sie być jakas inna! Głowę bym dała, że miała inną końcówke, tzn. ten czub co wystawał ponad drzewa? Czary jakieś sie tu dzieją czy jak??

Obrazek

Właże do wieży i zadzieram łeb. Niesamowite! Nie dość, że otwarta to można dosyć dogodnie wejść na samą góre! Miejscowi zbudowali dosyć porządną drabine. Dochodze jednak tylko do jej połowy. Jakoś sie dziwnie buja. Może bym dała rade, ale odpuszczam. Szkoda zlecieć i sie połamać na początku lata. Jakby był październik - to kto wie? Może bym wlazła?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A! Czarów nie ma. W lesie zaraz obok stoi druga wieża, ciut wyższa, o ciekawej “bułeczce” szczytowej. I to ją widziałam spod karuzeli!

Obrazek

Wejście na nią również jest możliwe, ale to już raczej dla jakiś kaskaderów i skałołazów.

Obrazek

Obrazek

Za wieżami w lesie jest osiedle garaży, bud, szop i kamerlików.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To co buby kochają i marzą aby mieć przy domu. Kurde - dokładnie tak jak tu. Mieszkać w utopionym w lesie bloku i jeszcze mieć taką komórke na różne szpargały, które w mieszkaniu nie chcą się zmieścić! A każda szopa jest tu inna! Różnią sie kolorem, kształtem, budulcem - co nadaje całości miły dla oka nieregularny wygląd. Przy niektórych widać miłość właściciela do majsterkowania, przy innych do ogrodnictwa, a na innych słabość do krągłych kobiecych wdzięków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem napisy wskazują, że bywały tu kury a gospodarz serwował im własną wybraną diete (“nie dokarmiać kur” - głosi napis). Kur jednak nie ma - może poszły na spacer, moze w poszukiwaniu bardziej zróżnicowanej karmy?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Część szopek ozdabiają maskotki, breloczki, lusterka, obrazki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pomiędzy garażami wpadam na bunkierek. Nie wiem do czego służył dawnymi laty, ale obecnie jest pusty. Wejście do niego jest wyjątkowo wąskie, chyba poczwórne (jakieś śluzy??) i jeszcze dodatkowo zwisają w nim jakieś grube zwały folii.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To chyba podobny obiekt, ale ktoś go sobie przysposobił dla własnych potrzeb.

Obrazek

A tak naprawde to mój powód niewchodzenia na wieże był zupełnie inny. Już od samego początku łażenia po rozpadlinach osiedla czuje sie dziwnie... Jakaś taka jakby "zamulona"? Tak jakbym imprezowała do rana, wypiła pół litra i nie miała czasu odespać (co jest w dniu dzisiejszym całkowicie niezgodne z prawdą!) Samopoczucie mi się stopniowo pogarsza, ale długo staram sie to ignorowac - w końcu jestem w takim niezwykle ciekawym miejscu! W okolicach wieży jednak zaczyna mi być solidnie niedobrze i kręci sie w głowie. Nie jest to raczej stan odpowiedni, żeby samotnie włazić na chybotliwe drabiny. Postanawiam mocno przyspieszyć kroku aby jak najszybciej znaleźć sie przy busiu i móc sie położyc. Robi mi sie też jakoś dziwnie słabo, goraco, ale i uderzaja raz po raz zimne poty. Mam tylko nadzieje, że dotre, bo długo by mnie szukali w tych zaułkach i lesnych rozpadlinach. Po drodze mijam grupke nieco podchmielonych lokalnych babeczek imprezujacych przy grillu. Coś do mnie wołają, widać, że zdziwiła ich moja tu obecność. Chyba niezbyt często zagraniczni turyści tu zaglądają... Można by pewnie pogadać, a może i na imprezke by zaprosiły? Ale ja jakoś krótko zbywam ich zaczepki (czego do końca wyjazdu nie moge odżałować) i jak na autopilocie wracam do busia. Kabak szaleje na placu zabaw na linowej karuzeli, dwóch miejscowych chłopaczków kręci, a ona z piskiem wisi na linie. Ja też tak bardzo chciałam sie tu pohustać... Ale teraz jakos całkiem mi to nie w głowie. Wyciagam z apteczki garść różnych lekarstw, które mi przychodza do głowy, łykam, wypijam duzo wody i wykładam sie na dywanie na pace. Nie wiem ile tam sobie zalegam w cieniu, ale gdy odrobine dochodze do siebie - pojawia sie dziwna myśl - może lepiej stąd odjechać? Przed siebie? Po prostu gdzie indziej? Ide odszukać toperza i kabaka. Nawet nie protestują, chyba już się troche znudzili tym miejscem.

Gdy mijamy tabliczke “Parispea” czuje sie juz zupełnie dobrze. Po prostu normalnie. Jak ręką odjał...

Te dziwne objawy nie pojawiły się juz ani na wyjeździe, ani potem… Do czasu.. Zapomniałam o nich i o całej sytuacji. Jakieś półtora miesiaca później, juz w domu, zaczełam wgrywać i wybierać zdjęcia z estońskich wycieczek. I wszystko było ok... ale doszłam do zdjęć z Suurpei.. Po kilku z nich poczułam ten dziwny zawrót głowy, jakby ucisk w żołądku, jakby dziwna słabość i chęc aby sie polozyc i zamknąc na chwile oczy. No żesz to szlag!!!!!! Co to za licho?? Czy to może być przypadek?? To musi to być przypadek, ale nie powiem, taki nieco dziwny…


cdn

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Postautor: buba » piątek 04 paź 2019, 19:12

W miejscowości Parispea zatrzymujemy sie na nadmorskim biwakowisku RMK. Nie wiem jak to możliwe, ale zrobiłam mu tylko jedno zdjęcie!

Obrazek

A miejsce jest klimatyczne - wiatka i kominek stoją na piachu, sosny pachną, a dodatkowo wieje wiatr, który zwiewa komary - które są zmorą ostatnich dni. Kabaczę szczęśliwe - wreszcie rodzice zmądrzeli i zrobili biwak w środku piaskownicy!

Główną atrakcją Parispei jest chyba cieniutki, kamienisty półwysep zwany Purekkari, który wyłazi w morze około półtora kilometra. Buba - jako miłośnik wszelakich mierzei zaciera na niego łapki juz od dawna!

Idzie się po piachu…

Obrazek

Czasem po trawie..

Obrazek

Ale przeważnie po kamulcach - mniejszych…

Obrazek

Obrazek

Lub większych... Ten największy ma przywiązaną line - chyba w celu łatwiejszego wejścia na szczyt.

Obrazek

Obrazek

Są po drodze też jeziorka! Pisałam juz chyba kiedyś, że uwielbiam tereny, gdzie ląd przeplata się z wodą - stąd sympatia do wszelakich bagien, delt, limanów, mierzei - i własnie takich półwyspów usianych jeziorkami i kałużami!

Obrazek

A tak serio to to jest taka prawie wyspa! Niby da rade dojść suchą stopą, ale tylko dlatego, że część kamieni ktoś celowo usypał w groble! Połączenie z lądem ów półwysep ma więc grubości kilkucentymetrowej!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widać stąd jakąś latarnie morską!

Obrazek

A koło niej czai sie coś jakoby bunkier? Ciężko zrobić lepsze zdjęcie i się przyjrzeć - jest to naprawde fest daleko!

Obrazek

Kolektywne wygrzewanie do słoneczka!

Obrazek

Wieczorem znów odwiedzamy półwysep!

Obrazek

Obrazek

W Parispei za czasów radzieckich równiez była baza. Kurde, tu chyba całe wybrzeże zabetonowali! Acz chyba sporą jej część już wyburzono. Po lesie koło biwakowiska pałętają sie jedynie takie kawałki!

Obrazek

Identyczne jak te, które znajdowaliśmy w dolnośląskiej Zimnej Wodzie - gdzie szukalismy bazy za późno - bo już ją zmielili. Taka sama biała kosteczka...

Obrazek

W Parispei mamy jednak więcej szczęścia - tu jednak cosik jeszcze zostało! Najbardziej znanym fragmentem dawnych urządzeń jest pagórek - pozostałość po wyrzutni rakiet.

Z daleka…

Obrazek

I z bliska…

Obrazek

Obecnie wygląda jak polana betonem górka.. Ale ładne krzaki różyczek rosną na jej szczycie.

Obrazek

Obrazek

Skręcamy w boczną droge idącą wybrzeżem. Tu ostały sie jakieś hangary z dawnej bazy.. Te wyglądają typowo - środku nic nie ma, beton, troche współczesnych smieci..

Obrazek

Kolejne hangary też wygladają klasycznie tzn… z daleka. Z odległości bliższej od razu rzuca się w oczy ich niecodzienna kolorystyka i "zagospodarowanie".

Obrazek

Obrazek

We wnetrzach jednego z nich są palety, jakby do spania i miejsce ogniskowe.

Obrazek

Ściany pokrywają bardzo kolorowe i widac pracowicie wykonane rysunki, świadczące o dość specyficzym stanie świadomości ich twórców. Szkoda, ze trafiamy tu o 10 rano - bo zapewne nocleg w takim miejscu bylby wyjatkowo ciekawy, a kolorowe postacie z obrazków, oświetlone pełgajacym płomieniem ogniska na długo pozostałyby w pamieci. A moze bysmy spotkali stałych bywalców, którzy opowiedzieliby nam cos wiecej o swoim świecie?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jaka dbałość o szczególy!

Obrazek

Jest też wycinanka z filcu..

Obrazek

Ktoś miał natchnienie nie tylko plastyczne ale i matematyczne!

Obrazek

Baze dodatkowo spowija zapach jakby jakis olejków? Zupełnie jakby ktoś tu rozlał płyn na komary - ale całe wiadro!

Przybazowe wybrzeże również jest całkiem przyjemne!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ostatnim miejscem jakie planujemy odwiedzić w tej miejscowości jest opuszczony blok. Samotnie sobie stoi w środku lasu...

Obrazek

Wydaje sie, że nic ciekawego. Blok jest nieduży, ma tylko dwie kondygnacje, dwie klatki schodowe i raczej widać już z wierzchu, że wnętrza będą maksymalnie wypatroszone.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No ale być obok i nie zajrzeć? Z poczuciem, że zapewne zajmie mi to 5 minut, zagłębiam się chłodny mrok jednej z bram.. O jak bardzo się myle! Ponad pół godziny jednak zeszło ostatecznie! ;)

Już na schodach wpadam w pułapke. Tak - w celowo rozstawioną pułapke na mnie, tzn. na takich jak ja - co będą wchodzić po schodach.. Nogi zaplątują mi się w żyłki, do których przywiązane są puszki. Puszki jadą z łoskotem po betonie i w końcu potrącają puste butelki, ktore spadają z parapetu i z odpowiednio wyrazistym dźwiekiem rozbijają sie o podłoge. Plan się powiódł - ofiara sie złapała ;) Z górnego piętra wyskakuje trzech chłopaków. Już mam ambitny plan dać noge z budynku, do wyjścia mam chyba 3 metry, gdy zauważam, że nie wyglądają groźnie, mają całkiem sympatyczne gęby - i w tej chwili chyba bardziej przestraszone niż ja. Są studentami z Tallina tzn. zamierzają nimi być po wakacjach. Póki co głównie zajmują się eksploracją opuszczonych miejsc w okolicach swojego miasta. Głównie interesują ich tajemnice, miejsca niezwykłe, przerażające i owiane dziwnymi legendami. To oni są konstruktorami pułapki, w którą sie złapałam. Cel był taki jak można się domyśleć - hałas na schodach, aby nie zostać zaskoczonym. Na początku podchodzą do mnie bardzo nieufnie. Bo właśnie szukaja tu skarbu. Kują ściany. Tak, mają dokladny namiar gdzie szukać - acz oczywiście mi go nie zdradzają. A tak się zawsze zastanawiałam co zżera ściany w takich miejscach. Zawsze patrzyłam na pokruszony beton czy cegły i zachodziłam w głowe - jak to się rozpadło w drobny mak, skoro dach cały, nie leje się, wiatry nie hulają.. Moi nowi znajomi mają poważne przypuszczenia, że ja tu również przyjechałam po ich skarb. Że też o nim przeczytałam na “TEJ” stronie i dlatego zdecydowałam się na tak długą droge.. W końcu jak ktoś jedzie 1500 km aby wejść do takiego niepozornego budynku musi mieć jakiś cel, prawda? Kurde! Skarby w ścianach zawsze kojarzyły mi sie z zamkami, starymi pałacami czy chociażby dolnoślaskimi domami po wysiedlonych Niemcach! Ale co mógł ukryć radziecki żołnierz w ścianie z wielkiej płyty? A tak serio, to w pewnym sensie sama się wkopałam - w te podejrzenia, że jestem ich konkurencją.. Bo na poczatku rozmowy - o “skarbach ukrytych w ścianach” i ich szukaniu w opuszczonym budynku - byłam pewna, że chodzi o kesza! Mówiłam więc, ze póki co się tym nie zajmuje, ale pare razy przypadkiem takowego znalazłam i nieraz rozważałam czy sie w to nie zacząć bawić. Potem wyszło, że kolesie jednak mają na myśli skarby z wyższej półki, ja próbowałam sprostować, ale juz nie bardzo mi się udało. Proponowali mi nawet, żebym zdradziła swój namiar na skrytke, oni mają narzędzia do wygodnego łupania ścian - zatem ja sie nie zmęcze, skarb znajdziemy - a potem znalezisko podzielimy na 4 równe części :D Kolesie są w ogóle bardzo wkręceni w temat UFO, reptilian, równoległych rzeczywistości, niewidzialnych statków… (no dobra - to ostatnie, zwłaszcza w tym konkretnie rejonie, nosi duże znamiona prawdy ;) ) Opowiadają np. że na tej psychodelicznej bazie nad morzem, 2 lata temu były organizowane koncerty jakiejś muzyki, cos na pograniczu techno i reggae.. I ze jeden z uczestników imprezy został porwany przez ufo, na oczach kilkunastu kumpli. Ciekawe czy porywaczem był ten zielonooki jegomość - uwieczniony później na ściennym malowidle?? ;)

Obrazek

Aby nie pozostać dłużną, podtrzymać rozmowe i nie zmieniać za bardzo tematu (i klimatu) opowiadam im o moich dziwnych objawach przy wczorajszym zwiedzaniu Suurpei. Chłopaki bardzo się podjarali, zwłaszcza, że nie wychodzili jeszcze na szczyty wież. Według ich wersji - tam nadal w ziemi są zakopane “antymagnesy” i one tworzą pole, które na niektórych tak działa jak na mnie. W niektórych miejscach, zwłaszcza przy korzeniach brzóz, można je namierzyć (te “antymagnesy”) w ten sposób, że rzucając na ziemie niewielkie metalowe przedmioty np. spinacze, zszywki, pinezki - “coś” podrzuca je do góry! Przeczytali o tym na tej samej stronce w necie (adresu nie chcieli zdradzić) gdzie opisane było również, że w leśnym bloku w Parispei czai się skarb!

Cóż.. Nie pojechałam do Suurpei sprawdzić czy gwoździe będą latały.. Choć aby wrócić, musimy przez tą miejscowość przejechać… Nie wiem czy bardziej nie wierze w natchnione opowieści tallińskiej młodzieży, czy jednak bardziej się obawiam, że moje dziwne objawy jednak wrócą… ;)

Gdy się żegnam i wychodze, widze, że chłopaki odbudowuja pułapkę, którą im zniszczyłam. Stawiają nowe butelki na parapecie i oddalaja sie na piętro. Nie wiem czy kuja te swoje ściany swoim megasprzętem, ale jeśli tak to muszą to robić bardzo po cichu - nic nie słychać..

A wnętrza bloku, tak jak myślałam, d… nie urywają.. Sa puste.. albo przynajmniej pozornie na takie wyglądają... ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A! Napotykamy jeszcze leśne bunkry!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu chyba było jakieś ścienne malowidło… ale juz niestety zatarte zupełnie...

Obrazek

Jakby sie tu na spokojnie powłóczył po lasach - to pewnie jeszcze niejedno by znalazł... np. wieża gdzieś jest.. Też taka stara, betonowa, z czasów "bazowych". No ale jakos nie moglismy jej namierzyć.. A czas troche juz gonił... I chęć aby zobaczyć kolejne miejsca!

cdn

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Postautor: buba » sobota 05 paź 2019, 21:02

Następny dzień upływa pod hasłem poszukiwania kolejnych cieniutkich półwyspów - acz tym razem z mniejszym powodzeniem. Pierwszy z nich, Kuradi, mamy namierzony za miasteczkiem Kasmu.

Obrazek

Kasmu robi na nas iście nieestońskie wrażenie - kłębi się tu tłum! Normalnie jak jakiś Karpacz czy inna Krynica! Autokary pełne wycieczek, tłuste niemieckie i holenderskie kampery, które gabarytami raczej podchodzą pod tira. Nabity parking, busia trzeba zostawić w rowie, dalej jest szlaban. Za krzaczek nie ma jak iść bo co chwile ma się kogoś na plecach! Ratunku!! Albo to my mamy złe porównanie i przeżywamy szok po kilku dniach spędzonych w ruinach poradzieckich baz? Może to nam sie przesuneła poprzeczka braku tolerancji na tłum?

Wybrzeże jest praktycznie całe zabudowane domami.

Obrazek

Plus jedynie taki, ze im bliżej morza tym ludzki potok się rozpływa gdzieś po bokach. W strone cypelka przedzieramy sie praktycznie już sami…

Obrazek

Miejsce okazuje sie być pełnowartościową wyspą, acz na oko to udałoby sie przebrodzić. Najwyżej kabaka by sie przeniosło aby sie nie pomoczył.. Wiec dojść się da, ale stoją tablice informujące, że w tym terminie nie wolno, bo jakieś ptaki się lęgną czy migrują - już nie pamietam.. Wahamy sie.. Z jednej strony kusi - no i jest polskie przyzwyczajenie, że wszystko jest zabronione - więc sie to równo zlewa, a “wstęp wzbroniony” jest równoznaczny z “tam jest coś ciekawego” i “zapraszamy buby”.. Ale Estonia jest raczej krajem wolności - biwaki, otwarte chatki, niezamurowane ruiny, jeżdzenie do woli po lasach.. Więc może jak raz czegoś nie wolno to warto uszanować? Poza tym tu taki turystyczny rejon.. Jak nam wsadzą mandat w euro to będzie smutno… No i może rzeczywiście byśmy tym ptakom przeszkadali? Poza tym jakie to sensowne, ze nie “zakaz wejścia i koniec” ale wyjaśnienie kiedy i dlaczego. Czyli jednak odpuszczamy.. Rzut oka jedynie z daleka..

Obrazek

Obrazek

Pozostaje nacieszyć sie malowniczymi kamulcami rozmiarów wszelakich..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Krzaki różyczek mają tu ogromne jak drzewa!

Obrazek

Nagle gdzieś między pniami drzew dostrzegamy chatke! Leśna chatka jak się patrzy! Aż dziw, że nie była ujęta w spisie RMK! Idziemy więc obadać sprawe i ocenić właściwości noclegowe owego przybytku!

Obrazek

A tu niespodzianka! Nasza “chatka” tak naprawde okazuje sie być… kibelkiem! :)

Obrazek

Wprawdzie posiada obszerny przedsionek, gdzie trzy osoby mogły by wygodnie spać - ale jednak ostatecznie rezygnujemy z zamiaru tu nocowania.. Mimo, ze byłyby duże plusy np. blisko do kibla ;)

Obrazek

I teraz pytanie - o co tu chodzi?

Obrazek

Że facetom nie wolno sikać na stojaco? Dlaczego? W ramach równouprawnienia - żeby feministek nie denerwować? Czy raczej kwestie higieniczne - bo sprzątaczka sie wkurzyła, że ciągle ściera mokrą deske? Ale wynika, że kobiety mogą załatwiać sie na stojąco, wolno też stawać nogami na desce oraz… spać w przedsionku! ;) Co nie jest zabronione jest dozwolone, no nie? ;)

A przy kiblu jest hustawka! Ten kraj zdecydowanie obfituje w takie nadrzewne bujania! To już trzecia na naszych estonskich ścieżkach! Ta jest wyjatkowo solidna! Nawet toperz odważył sie usiąść (no i sie nie urwało!)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na koniec jeszcze eksploracja norki pod korzeniami. Malownicze miejsce! Pół godziny się bawimy, że jesteśmy liskami. A toperz jest wilkiem. Liski wyłażą, wilk woła "uuuuu", wiec liski chowają sie w norce. Czynność powtórzyć ;) Jakby ktoś nas poobserwował z boku - to by na bank był pewien, że nam kompletnie odbiło!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A pod te korzenie nie udało sie wejść.. Choć niektórzy próbowali...

Obrazek


Następny cypelek upatrzyliśmy sobie koło Natturi. Nazywa się Alvi, jest cieniutki i się do nas uśmiechał z mapy.

Obrazek

W tym rejonie ciężko jest się przebrać na wybrzeże.. Wszędzie młaki i bagienka.. Pójście na azymut kończy sie po kolana w błotnej mazi. Tam gdzie idzie droga i pasowałoby dojść do nasady półwyspu - jest jakieś daczowe osiedle za szlabanem. Niby da się obejść szlaban, ale zaraz zaczynają nas obwąchiwać jakieś psy giganty. Niby nie są agresywne, merdają ogonami, ale z oczu patrzy im wilkiem. Próbujemy coś zagadać do miejscowych i zapytać, ale na “dzień dobry” po estońsku nie odpowiadają, natychmiast chowają sie w domach, udają, że nie słyszą powoli się oddalając, a jeden nawet rzuca kosiarke i ucieka w panice w las.. Nie chcąc wiec zostać sam na sam z pieskami wielkości sporych cieląt, postanawiamy ominąć osiedle, wbić gdzieś dalej na “plaże” i cofnąć sie brzegiem. Morze jest tu brudne, brzeg błotnisty i mocno zarośniety. Do kąpieli nie zachęca. Cypelka brak.

Obrazek

Obrazek

Sytuacje ratuje jedynie piękne kwaśne mleko, które rozlało się malowniczo po niebie!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Toperzowi i kabakowi marzyła się kąpiel. W Vosu szukamy sklepu, a znajdujemy plaże. ⅔ ekipy więc kwiczy z radości. Woda jest niezbyt głeboka, no ale przecież zawsze można się położyć.. Dla mnie jest za zimno..

Obrazek

Vosu też ma klimat kurortowy. Ale fajny. W odróżnieniu od Kasmu, które było jakieś obrzydliwe.

Tankujemy na lokalnej stacji. Paliwo płynie z cystern. Takich niewkopanych. Już któryś raz widze taki patent w Estonii. A naszą ulubioną stacje “kontenerową” na Pogórzu Przemyskim zamknęli. Bo ponoć niespełniała norm unijnych, bo zbiorniki muszą być wkopane w ziemie. Czyli muszą czy nie muszą?

Obrazek

A! W sklepiku w Vosu kupiłam przepyszny napój alkoholowy! O mocy piwa. Dżin z ziołami! Coś cudownego! W kolejnych miejscach juz nie tylko kwasu, ryb i kawioru szukam ;)

Obrazek

Obrazek


cdn

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Postautor: buba » wtorek 08 paź 2019, 17:36

No to od dziś ostatecznie żegnamy się z morzem. Przynajmniej tym estońskim. Spotkamy sie jeszcze z łotewkim morzem w Lipawie, ale to pewnie gdzieś dopiero za tydzień. Tymczasem zagłębiamy sie w lasy i bagna. W świat jezior, komarów i szutrowych dróg… Dziś biwak koło Oandu.

Zawsze ideałem biwakowych klimatów były dla mnie dwa ogniska dziennie, jedno rano, drugie wieczorem. A tu mamy kombo! Dwa ogniska naraz - jedno w piecyku, drugie w palenisku. Jak miło dla oka! Cieplej, bardziej pachnąco, no i komary spierniczają z podwójną mocą!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Będzie i herbatka!

Obrazek

Obrazek

Wędzenie w dymie ciąg dalszy.

Obrazek

Estońska noc.. To chyba koło północy a wciąż jasno!

Obrazek

Są tutaj też trzy chatki - coś jakby skansen związany z dawnym zbiorem siana. Jedna odnowiona, na terenie biwakowiska.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dwie w wysokich chaszczach, ale również otwarte i zapraszające zbłąkanych wędrowców.

Obrazek

Obrazek

Jest też “półchatka”.

Obrazek

Kibelek też jak porządna chałupa! Wnętrza przestronne i pachnące drewnem.

Obrazek

Obrazek

Lokalne jeziorko raczej niekąpielowe.

Obrazek

Za Kalme i Kemba przecinamy autostrade. Na dziś mamy mało planów. Jedynie zamysł jest taki, żeby zapodać biwak nad jakimś klimatycznym leśno - bagiennym jeziorkiem. Początkowo jest pomysł dotarcia jezioro Paukjarve. Widziałam jego zdjęcia - sosnowy las, piach i dziesiątki mniejszych i większych wysepko- półwyspów przeplatających się z chybotliwym, bagiennym lądem! Ale wychodzi na to, że nie jest one dostępne (legalnie) dla samochodów? Albo my szukać nie umiemy? Wszystkie drogi dojazdowe są czymś zatarasowane i to chyba nie może być przypadek. Internety wprawdzie mówią, że dojechać sie da (zdjęcia ze znaczkiem “P” parkingu) ale od której strony to ja pojęcia nie mam! Chyba ze 3 godziny krążymy po lasach aby do niego dotrzeć. Bezskutecznie. Pal to licho! Są też inne jeziora!

Droge przechodzą nam łosie. Niestety nie zdążylam zrobić zdjęcia, ale już wiem skąd te znaki przy drogach!

Między Kemba a Koitjarve są jeszcze dwa bajora całkiem rokujące dla naszych potrzeb.. Mniejsze nazywa się Parnjarve.

Obrazek

Sprawdzamy jeszcze pobliskie większe jeziorko - Pikkjarve. No i ono nas całkowicie urzekło. Zwłaszcza jedno z biwakowych miejsc, to najdalsze, położone przy kałużastej drodze, gdzie mamy spore obawy, że jednak się zakopiemy.

Obrazek

Obrazek

Wśród sosnowego lasu stoi wiatka z piecykiem. Jest wcześnie, ale mimo to decydujemy sie zostać. Ile można tylko napierdzielać przed siebie. Siąść i zagapić się w jezioro też człowiek ma potrzebe! :)

Obrazek

Obrazek

Wiatru nie ma wcale (o dziwo komarów też nie). Powierzchnia jeziora jest prawie idealnie gładka, a odbijający sie w niej las jakoś tak dziwnie pełga i faluje w oczach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Brzegi są mało zarośniete. Nie ma w ogóle trzcin czy innych szuwarów. Raczej tylko kępy traw. I mech!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Długi czas obserwujemy stado kijanek. Kabaczek kilka z nich łapie i strasznie się cieszy jak jej pełzają w rączce. Kijanki zostają pogłaskane po łebkach i ponownie wypuszczone.

Obrazek

Obrazek

A tu dorwały zdechłą rybe!

Obrazek

Idziemy też połazić po lesie. Wszystkie drzewa są obrośniete porostami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zawisa oczywiście hamak.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu śpiewamy jakąś piosenke. Niestety już zapomniałam jaką, ale jakąś radosną, przy której się klaszcze w łapki. Fajnie jest być w miejscu gdzie nie ma ludzi. Można się wydurniać do woli.

Obrazek

Obrazek

Dziś też mamy niezłą wyżere. Byliśmy akurat w sklepie, więc mamy różne mięsiwa do upieczenia. Pulpa i grzanki z serem mogą sie znudzić ;)

Obrazek

Obrazek

Ktoś nam też zostawił rybke ;) Ale jej nie zjadamy. Nie znam sie dobrze na rybach - czy żółte oko znaczy, że jest świeża czy wręcz przeciwnie??

Obrazek

W rejonie jest popularna turystyka bagienna. Podczas całego wyjazdu spotykamy sporo osób z plecakami, które wbijają w bagna i tam gdzieś śpią. Gadamy z parą studentów z Tartu - Anna i Kristin. Ponoć chatki RMK (ktorymi my sie tak zachwycamy) to jest “szczyt góry lodowej”. Lokalni koneserzy i znawcy tematu z nich nie korzystają. “Prawdziwe chatki” czają sie wgłębi bagien i są chatkami drwali, myśliwych i ornitologów. Dotrzeć można do nich tylko pieszo, a czasem i po pas w wodzie. Trzeba znać nie tylko lokalizacje, ale też którą trasą iść, aby grząskie topiele nie pochłoneły.. Najlepiej więc się idzie zimą - jak bagna zamarzną. Kristin opowiada nam o jakiejś chatce, którą znalazł rok temu, a ostatni wpis w zeszycie był z 2004 roku. Zostawione produkty żywnościowe też mialy takie daty ważności. Na telefonie pokazuje mi jej zdjęcie. Wygląda zupelnie jak dom Muminków - jakby trzypiętrowa wieża! Coś niesamowitego! (te Muminki to nam coś nie dadzą spokoju na tym wyjeździe... ;) ) Leży na terenach, które na satelitarnych mapach wyglądają jak pumeks! Jak wielka brązowa plama! Ponoć ten kształt chatki nie jest przypadkowy. W zależności od pory roku jej jedno lub dwa dolne piętra są zalewane. Tak ją zbudowali, aby choć jedno było dostępne po drabinie. Lokalizacji, nawet przybliżonej, skurczybyk nie chce zdradzic, tylko sie chwali, że był: “wiem ale nie powiem”. Są też chatki na drzewach. Coś jak dwupokojowa ambona? Z kuchnią! Część chatek się rozpada ze starości, ale też przybywają nowe. Bo nieraz jakaś ekipa się skrzykuje i sami sobie budują swoją chatke. Najczęściej w tym celu wybierają kwadrat utworzony przez 4 drzewa i po prostu do nich przybija deski albo belki. Potem drewniany dach i na niego mocna folia. I już prowizoryczna imprezownia gotowa. Za każdym razem jak się przyjeżdza latem w rejon - to się jakiś fragment budulca przywleka. Potem tylko dostarczyć piecyk i już! Cóż… Może i taką Estonie kiedyś będzie nam dane poznać?

Jedziemy leśnymi drogami wijącymi sie wśród rzadkiego lasu i piachów pomieszanych z bagnami. Gdzieś w rejonie Koitjarve. Gubimy sie totalnie. Teren przypomina nieco wrzosowiska Borów Dolnośląskich, ale bez zakazu wjazdu..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wciąż mam w głowie opowieści Kristina.. O tych chatkach wśród bagien.. Może mijamy jakąs o kilometr czy dwa? Może siedzi tu gdzieś za tym bagnem po lewej? Dziwnym bagnem, które wali paloną gumą…

Po powrocie próbuje znaleźc w internecie fora chatkowe, o których opowiadał Kristin.. Ale chyba bez znajomości estońskiego sprawa jest skazana na porażke... Translatory nie działają tak dobrze jakby było trzeba...

A na biwakowisku koło Aegviidu stoi taka konstrukcja.. Ni to wieża widokowa, ni to zjeżdżalnia, ni to wiata… A może to jakaś instalacja artystyczna? Zupełnie nie mamy pomysłu!

Obrazek

Obrazek



cdn

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Postautor: buba » czwartek 10 paź 2019, 16:33

Jedziemy do Jarva Jaanis. Buby raczej nie przepadają za zwiedzaniem muzeów, ale są chlubne wyjątki. To właśnie taki przypadek. Muzeum starych aut na wolnym powietrzu. Tysiące ton poradzieckiej blachy w różnym stopniu skorodowania. I to wszystko naraz! W jednym miejscu. Zderzak z zderzak! Zapach smaru, oleju, rdzy, blachy i starej kanapy unosi się wokoło, zbliżając czasoprzestrzeń do klimatu bubowego raju.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Muzeum jest położone przy domu właściciela. Musi to być jakaś ciekawa osoba, ale niestety nie mieliśmy okazji poznać. W ogole w czasie zwiedzania bylismy cały czas sami - sam na sam z pordzewiałymi pamiątkami szos tutejszej przeszłości... Raz chyba tylko gdzieś przemknął jakiś niemiecki turysta, ale chyba nawet nas nie zauważył, tak zapamiętale filmował swoją twarz, nawijając coś do kamery.

Część zgromadzinych tu pojazdów ma funkcje użytkowe. Jest zaporożec rabatka, a zarazem zewnętrzna reklama muzeum. Stoi przy ulicy, przed płotem, zapraszając miłośników tematu w swoje skromne progi. Świeże blachy i dobry stan ogumienia sugeruje, że autko jest na chodzie. Może tysięcy kilometrów już nie robi, ale pewnie na jakiś paradach swe wdzięki może zaprezentować i uświetnić impreze!

Obrazek


Relacja jest wyjątkowo obfita w zdjecia. Przeklikiwanie ich tu pewnie by mi zajelo pol roku. Zatem jak ktos ciekaw - to ciag dalszy (bardzo dużo ciagu dalszego) jest pod linkiem:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... aanis.html

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Postautor: buba » wtorek 15 paź 2019, 21:53

Dalsze trasy wiodą nas w lasy w okolicach Rassi. Bo tam stoi planowana przez nas chatynka - Saeveski.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Acz tak naprawde to "chatynka" nie jest dobrym określeniem. To solidny, piętrowy, drewniany dom. Z dwoma piecami, łóżkami i kompletem naczyń.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cały "salon" wyłożony jest brzozowymi półbeleczkami!

Obrazek

Obrazek

Obecna chatka jest dawną, opuszczoną leśniczówką, która przez jakiś czas działała tutaj w latach 50 tych. A tereny okolicznych lasów są powiązane z orangutanem ;) Napotkany nad bagiennym jeziorkiem Kristin opowiadał mi o tym orangutanie, tajemniczo się uśmiechając i nie chcąc zdradzić szczegółów. “Jak odwiedzisz chatke Saeveski to sie dowiesz” i głupkowato rechotał... No i miał racje. Na ścianie chatki wisi owa histioria. W XIX wieku stróżem okolicznych lasów był Ado Kuldkep, nazywany też “Pasza Saeveski”. Któregoś roku, gdy zima była ciepła, miejscowi zaczęli na potege kraść drewno. Pasza więc wpadł na pomysł. Puścił do gazet informacje, że z ZOO uciekł orangutan, osiedlił sie w tutejszych lasach i atakuje ludzi. Czy złodzieje drewna by uwierzyli gazetowym artykułom? Może nie, ale od kiedy co niektórzy zaczęli naprawde spotykać owego złego orangutana - to informacja pocztą pantoflową szybko obniosła sie wokoło, powodując ataki paniki przed wejściem do lasu.. Orangutanem był oczywiście przebrany Pasza… Zaraz mi sie przypomniała historia mojego dziadka, malownicza opowieść spod Lubina. Zaraz po wojnie, nieco ponury klimat “Ziem Odzyskanych”, porzucony przez dawnych lokatorów pałacyk w Bolanowie. Powstające tam powoli gospodarstwo rolno - hodowlane i mix napływowej ludności niewiadomoskąd, który nocami kradł na potęge wszystko co wpadło w ręce. I mój dziadek, który miał tego bardaku pilnować. I co robił z kumplami? Duchy! Nocami spadały gongi ze ścian, skóry dzików i niedzwiedzi uciekały korytarzami, a blaszki przywiązane do sznurka, wyły jekiem potępieńczym. Poskutkowało! Wręcz przeniosło górą! Ludzie nie tylko przestali kraść nocami, ale w panice opuścili Bolanów i nie było komu pracować w gospodarstwie ;)

Obok chatki przepływa żelazista rzeczka. Długo gramy w misie - patysie. Wrzucamy patyki i szybko biegniemy na druga strone mostu sprawdzić, który szybciej przepłynie. A może któryś zabłądził? Nie sądziłam, że ta zabawa całkiem wciąga!

Obrazek

Obrazek

Obczajamy też inny potoczek, mniejszy, mulisty, ciurkający za chatką.

Obrazek

Obrazek

Oczywiście głównym punktem programu jest nasiadówka przyogniskowa!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zestaw zabawek na wieczór ;)

Obrazek


W międzyczasie przewija sie dwóch kolesi w dużym czerwonym busie. Jeden jest bardzo rozmowny. To człowiek z wizją. Jako że swoje wizje wykłada w języku, który ja nie za dobrze kumam, odbiorcą wzniosłych planów i idei jest toperz, a ja dowiaduje sie szczegółów z drugiej ręki. Nasz nowy znajomy uważa, że to bardzo źle, że wsie się w Estonii wyludniają, a młodzi ludzie raczej migrują do miast. Że Tallin czy inne Tartu się rozrasta, a małe wioski wśród lasów coraz częściej są pełne opuszczonych domków. I on właśnie pragnie wpłynąć na ludzi. W tym celu coś pisze (ale nie udaje sie ustalić co pisze i gdzie pisze). Jego plan jest prosty - ludzie powinni przenieść sie na wieś i produkować zdrową żywność, zakładać fermy kur i szklarnie, a Estonia stanie sie wtedy samowystarczalna. On, przewodnik ludu, już sie wyprowadził na wieś - ale nie wiedzieć czemu nic nie uprawia ani nie hoduje. Swoim pisaniem ponoć współpracuje jakoś z rządem Estonii, a zamierza również podjąć współprace z rządem (!) chińskim! W tym celu już nawet zaczął nauke chińskiego. Bo ponoć klimat Estonii jest bardzo zbliżony do tego w Chinach i można by zacieśnić współprace dotyczącą “monokultur hodowlanych”. Nie wiem czy chodzi o to, że tutaj jest dużo bagien i można na nich sadzić ryż???

Drugi kolega wygląda zupełnie jak wiking, tylko zamiast hełmu z rogami ma kaszkiet - co nieco psuje odbiór i symetrie całości. On nie zagłębia się w tematy rolniczo - społeczno - międzykontynentalne. Grzebie patykiem w ognisku, pali cygaro i spoglada na kabaka z dużą dozą obrzydzenia. Myśle, ze obecność tego stworzenia sprawia, że przedstawiciele lokalnej społeczności jadą na nocleg jednak gdzie indziej. W nocy jesteśmy więc sami. Tzn. pozornie sami, bo w ścianach cały czas coś łoskocze i grzdyka. Noc jest wyjatkowo jak na Estonie ciemna - zwlekło sie dużo czarnych chmur.

Śpimy na piętrze.

Obrazek

Chatka ma skobelek od środka więc zamykam. Klamka słabo trzyma, bez sensu żeby drzwi łopotały. Przyjdzie nocny zbłąkany turysta to zapuka. W nocy mam wrażenie, że coś chodzi na dole. Jakby ludzkie kroki, sapanie, chrząkanie. Schodze.. Zaglądam do kuchni, wielkiej jadalni.. Zapuszczam żurawia we wszystkie kąty (a nawet świece latarka na sufit ;) ) Pusto. Musiało mi się zdawać. Śpimy... W nocy wędruje do kibla. Wracam z kibelka, zawijam się w śpiwór. Zaś coś łazi na dole. Tłumacze sobie: “Sprawdzałam, obeszłam, nic nie ma. Buba wkręcasz cos sobie. Drzwi zamknięte na skobelek, nic nie miało szansy wejść! Pewnie mysza”. Kłade, się, ale zaraz uderza mnie myśl - ale jak poszłam do kibla to drzwi zostały otwarte,nie? Na oścież, bo klamka nie bardzo trzyma. I może wtedy coś wlazło??” Ide więc na dół szukać szuracza. Jak można się domyślić bezskutecznie ;)

Po iluś godzinach sune do wychodka po raz kolejny. Lubie korzystać z takich przybytków przy otwartych drzwiach. Więc teraz też patrze w niecałkiem czarną lokalną noc, w ciemny zarys chatki, w kolebiące się na wietrze gałęzie drzew. Nagle zauważam ruch. Między kiblem a chatką coś lezie! A raczej pełznie… Wbijam zaspane oczy w szarość przychatkowej łąki. Wąż!!!! Ale nie jakaś żmija czy zaskroniec! Wąż gigant! Jakis pyton czy inna anakonda! Grube jak ludzka noga i długie na chyba z 5 metrów! Przemieszcza sie powoli i dostojnie wijąc się. Musiało spierdzielić gdzieś z zoo (taaaa... jak orangutan ;) ), cyrku czy prywatnemu hodowcy sie znudził pupil, wiec wywalił do lasu. Pierwszej zimy zdechnie, ale póki co lato przed nami. A co gorsza to coś jest przede mną, na mojej drodze z kibla do chatki. Wychodek jest porządny, szczelny, jak zamkne drzwi to mi ten gigant nie wlezie. Już mam wizje upojnej nocy w tym, jakże uroczym, przybytku. Poczatkowo troche się boje włączyć latarke - bydle zauważy i jeszcze zaatakuje? Dzieli nas jednak odległość jakiś 5 metrów, jakby co to zdąże drzwi zatrzasnąć. Zbieram się więc na odwage i snop światła oświetla mojego węża.... Błyskają zdziwione oczy… w liczbie kilkanaście! Mój wąż jest zdecydowanie wężem, ale składa sie z kun!! Chyba z 10 kun, kuna za kuną! Każda kuna trzyma ząbkami za ogon tą poprzednią. Pierwsza kuna jest największa. Czyżby mama wyprowadzała dzieci na spacer? I tak szły aby sie nie pogubić?? Idą więc tak trawami na krótkich łapkach, kręcą kuprami, sprawiając zupełne wrażenie meandrowania. Nieźle się ubawiłam! Ale człowiekowi wyobraźnia płata figle! Acz skądinąd niesamowite zjawisko i obserwacja przyrodnicza. Aparat został w chatce. Zawsze do kibla trzeba go zabierać. Nie zabrałam koło sudeckiej sztolni - i wpadła na mnie sarna. Nie zabrałam w Zatoce pod Odessą - i nad głową przeleciał mi wojskowy helikopter.. Tu znów popełniłam błąd!! Idąc do kibla aparat trzeba zabierać ZAWSZE!!!!!

A oto i kibel, z którego można prowadzić emocjonujące obserwacje lokalnej fauny! ;)

Obrazek

Nad ranem przychodzi burza. Wali piorunami całkiem blisko. Kabak sie boi. Mam wrażenie, że ona bardzo lubi się bać. Co chwile biegnie do okna, a gdy gruchnie - to z kwikiem wskakuje spowrotem pod śpiworki i się tuli chichocząc.

Burza w takiej chatce jest niezwykle klimatyczna! Tzn. póki nie trzeba iść do kibla ;)

Jeszcze tylko wpis do chatkowego zeszytu na pamiątke. Zeszyt jest dość gruby i wynika, że chatka jest wyjatkowo jak na Estonie popularna. Nie ma weekendu, żeby się jakaś ekipa nie przewinęła, a w popularniejszych terminach to jest i po 50 osób naraz!

Obrazek

Gdy zbieramy sie do odjazdu znów coś mruczy po horyzontach. Jakieś bardzo burzowe to lato...

cdn

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Postautor: buba » środa 16 paź 2019, 11:00

W Helme jest coś na kształt parku. Są ścieżki, poręcze, tabliczki. Od typowego parku miejskiego różni się tym, że nie ma tam ludzi.

Jest też jaskinia. Super idealna jaskinia dla czterolatka. Już można połazić ciemnym korytarzem, nawet ciut dłuższym niż ten w piwnicy, gdy idziemy po ogórki, a zgubić sie raczej nie da. A poza tym wysokość kabacza, bo większość trasy my idziemy w kucki, a i tak sobie rozbijamy łby o sklepienie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ściany i sufity są bardzo miękkie - może to skłaniało wiele osób do przyozdobienia ich swoimi malunkami i napisami? Wygląda to bardzo ciekawie - takie rzeźbione ściany!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są też elementy ceglane. Może to jednak sztolnia a nie jaskinia?

Obrazek

Niedaleko w krzakach ktoś ukrył dwa duże plecaki. Nigdy bym ich nie zauważyła, gdybym akurat w to miejsce nie skręciła do kibla.. Zawsze w takich momentach zastanawia mnie wizja alternatywnej rzeczywistości - co bym znalazła gdybym skręciła w zarośla kilkadziesiąt metrów dalej lub wcześniej??

Wpadamy też na hustawke giganta. (tzn. tak naprawde to nie wiemy co to jest za cudo). Nazwaliśmy to huśtawką bo sie buja, ale póki co czegoś takiego nie napotkaliśmy na swojej drodze. Huśtamy sie wiec na niej w trójke, tzn. wykładamy sie na drewnianej podłodze i gapimy w płynące obłoki. Toperz od czasu do czasu odpycha się nogą, bo cholerstwo jest na tyle masywne, że ja (nie wspomnąc już o kabaku) nie bardzo mam krzepe, aby to w ogóle ruszyć z miejsca. Kabak stwierdza, że huśtawka jest tak duża, że nawet nasz busio by się na niej mógł pobujać!

Obrazek

Piękna chwila. Cisza, obłoki i szum drzew. Jesteśmy gdzieś, sami nie wiemy po co i czego szukamy. Kiedyś musiałam coś o Helme usłyszeć bądź przeczytać. Zaznaczyłam więc kółkiem tą miejscowość na mapie - co miało oznaczać” “tu jest coś ciekawego”. A co - oczywiście zapomniałam. W kolejnych latach wbiłam sobie do głowy, aby włączyć do takich procedur, aby choć kilkoma słowami wspomnieć czy są tam ruiny dworu zamieszkane przez kanibala, czy może chatka dziadka, który zaprasza na samogon i wędzoną słoninę. Fajne są niespodzianki, ale czasem może warto wiedzieć jaką role sie będzie pełnić w poszukiwanej aktywnie atrakcji ;)

Są na pagórku wymurowane ruiny zamku, które nieco wyglądają jak współczesna budowa, której ktoś nie dokończył.

Obrazek

Na skraju parku odnajdujemy też bardzo mocno zarośnięty poradziecki pomnik. Dobre to by było miejsce na namiot np. dla rowerzysty czy autostopowica. Jest się przy drodze - a tak totalnie osłonięte od świata zewnętrznego - odzielone kordonem krzaków, tuj, zielska wszelakiego!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest teoretyczna możliwość dostania się w jakieś dalsze korytarze - ale to takie już "czołgane". Może tam czają sie wyjatkowe atrakcje, ale czołgać się nie lubie - od czasu szkolnego WFu, gdy zwykle kazali to robić na czas, a pośpiech jest jedną z bardziej znienawidzonych przeze mnie rzeczy.

Dalej jest źródełko w zaroślach.

Obrazek

Obrazek

W Helme są też ruiny kościoła, ale na rozpaskudzonych mieszkańcach Dolnego Śląska nie robią one chyba odpowiedniego wrażenia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy ruinach kościoła jest wiata.. Wiata jak wiata, troche dech, troche śmieci - a na stole kieliszek i wrzucony weń pet.. lekko jeszcze dymiący.. Jakoś tak symbolicznie.. Albo za dużo filmów sie naoglądałam?? ;)

Obrazek

Obrazek

Ludzi w Helme nie ma za wiele. Dwoje gdzieś migneło na horyzoncie, ale na nasz widok zdawali się przyspieszać kroku, lub szybko skręcać w miejsca niewidoczne.

No to chyba tyle z poszukiwań na ślepo. Na zawsze więc pozostanie tajemnicą co skłoniło mnie do ujęcia tej, jakże zacnej, miejscowości na liście estońskich atrakcji. Czy ruiny zamku, jaskinia, źródełko, przerośnięta huśtawka, radziecki pomnik - czy może ogólny klimat statku widmo? Jedno jest pewne - żadne z tych miejsc nie była warte tego, aby do niego specjalnie zmierzać - ale ich mix - już jak najbardziej :D


cdn

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Postautor: buba » sobota 19 paź 2019, 14:51

Późnym popołudniem zajeżdżamy nad jezioro Aheru. A tam - niespodzianka! Osiedle chatek! Coś niesamowitego! Już wiem czemu to miejsce oznaczyłam na mapie trzema wykrzyknikami! Chyba kiedyś było to całe gospodarstwo - dom, stodoła, stajenki. Wygląda na to, że potem opustoszało a RMK przejeło teren na potrzeby turystów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sa 3 chatki z pryczami do spania, stołami, ławami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To się nazywa “klęska urodzaju” - łazimy w kółko i nie możemy sie zdecydować, w której spać ;) Bo każda ma jakieś zalety i wady. Chciałoby sie zanocować w każdej, ale planowany jest tu tylko jeden nocleg. Toperz zawczasu ostrzega: “nie buba, nie bede w nocy migrowal ze śpiworem od chatki do chatki, to jest zły pomysł” ;)

Jest też bania!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pewnie jakbyśmy byli większą ekipą to byśmy w niej rozpalili! A tak, to chyba nam sie nie chce.. Poza tym nie wiem - czy dzieci zabiera się do bani? Czy z racji na cieńszą skóre i mniejszą pojemność cieczy wewnętrznej - łatwiej ulegają one ugotowaniu na twardo??

Chatkowisko nie jest nad samym jeziorem, do wody trzeba kawałek dojść. Po okolicach chodzą burze, klimaty sa mroczne.

Obrazek

Nad samym jeziorem biwakują łotewscy wędkarze, którzy ukochali kolor niebieski. Bo czy to możliwe, że przypadkiem jest, że mają niebieskie auto, niebieski namiot, niebieski ponton, a ich dziecko niebieską piłke?? Na gałęzi drzewa powiewa kostium kąpielowy, który nieco zaburza harmonie - bo lekko wpada w fiolet ;)

Przy drugiej wiacie nieopodal stoi wypaśne BMW na rosyjskich blachach. Auto to jakoś nie bardzo mi pasuje do leśnego biwakowiska w nadjeziornym chaszczu. Zapuszczam żurawia między wiaty - udaje, że ide do wychodka. Ale zamiast napakowanego dresa z łańcuchem na szyi, dostrzegam starszą, siwą kobiecinke, we włóczkowym sweterku i chustce na głowie. Zbiera zioła i na mój widok chowa się za drewutnie z pękiem roślin pod pachą. Gdy odchodze, kątem oka zauważam, ze zioła upycha w aucie - jest już ich prawie pod sufit. Wyraźnie nie szuka kontaktu. Szkoda, bo wyglądała na ciekawą postać… Aha! Blachy miały kod 51 - czyli Murmańsk.. Czyli spory kawałek stąd.. Troche daleko, żeby przyjechac ot tak sobie, po zioła?

Nachodzi mnie pewna refleksja.. Będac w Estonii czy na Łotwie ma się poczucie pustki, braku ludzi, ciszy i spokoju. Czy to rzeczywiście oznacza, że owych ludzi tu nie ma, czy oni są, ale są kompletnie nieinwazyjni?? Któryś raz jesteśmy w jakimś miejscu i czujemy sie jak w głuszy. Tak jak tu - ludzie są, ale jakoby by ich nie było. Tak jakby ludzie tutaj cenili pustke swojego terytorium i wysyłali wyraźne znaki, że nie chcą kontaktu czy integracji. Nie raz były takie sytuacje - biwakowisko, jesteśmy sami. Ktoś przyjeżdża i osiedla sie w skrajnie odległym kawałku polany. Najlepiej za drzewami i tak aby przed naszymi oczami osłaniał go samochód czy wiata. Albo jesteśmy w chatce. Przychodzi kolejna ekipa. Widać zainteresowana pobytem. Ale widząc, że chatka jest zajeta - chwile się naradza i odchodzi - gdzie indziej szukać szczęścia. W Polsce jest jakoś krańcowo inaczej. Jak jest wielka pusta polana z jednym namiotem i później ktoś przyjdzie - to na bank tak postawi swój namiot, aby odciąg był w twoim przedsionku. Jak jest pusty parking to drugie auto ustawi się tak, że tryka cie lusterkiem. Jak jest pusty autobus - to na bank wsiadająca osoba siądzie tak, aby ci położyć torebke na kolanach. Jak na targu staniesz przy pustym straganie - to ani sie obejrzysz jak masz na plecach 10 osob… I niekoniecznie celem jest integracja- chęć wspólnej rozmowy, uzyskania porady, pomocy czy szukanie towarzystwa do obalenia flachy. Nie. Po prostu jakby jakiś podświadomy instynkt stadny - w tłumie raźniej, bezpieczniej?? Bo już wybrane miejsce musi być wygodniejsze i lepsze?

No a ja nie wyczułam niuansów kulturowych i łaże polskim zwyczajem po cudzych biwakowiskach i próbuje wsadzać nos w nie swoje sprawy - a tu idzie burza na dobre! Znając lokalne oberwania chmur to dzielące mnie 100 metrów od chatki może sie okazać zbyt duże… Nadchodząca burza jest jednak jakaś dziwna. Chmury nachodzą takie, że robi się czarna noc.. Bardzo długo trzaskają pioruny gdzieś wysoko, ale nie spada ani kropla. Co chwile robi sie jasno, ale nie widać błyskawic przecinających powietrze. Pomruk w chmurach jest prawie ciagły.

Obrazek

Obrazek

Chyba gdzieś dopiero po dwóch godzinach zaczyna grzmocić gdzieś niedaleko a potoki deszczu zalewaja okolice. Cóż… nasze dylematy z wyborem chatki na nocleg zdają się być rozstrzygniete… Wybieramy ta chatke, która jest najbliżej! ;)

Obrazek

Widowisko “światło dźwiek” podziwiamy z werandy chatki. W kabaku uczucie strachu i fascynacji walczy ze sobą i żadna ze stron nie może uzyskać przewagi!

Obrazek

Ciemny świat rozświetlony właśnie błyskawicą!

Obrazek

W chatce zapalamy świeczki i jest bardzo klimatycznie! :)

Obrazek

W nocy jeszcze troche polewa, bębni w dach pokryty omszałym gontem. Ale już nie grzmi..

Poranek wstaje pogodny, ale bardzo duszny. Pewnie zaś poleje... Włóczymy sie troche po okolicznych lasach, miłymi pylistymi drogami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Chatka koło Koobassare też wygląda jak dawne opuszczone gospodarstwo. Fajna i pojemna.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A w wychodku mamy towarzystwo! Doborowe! ;)

Obrazek

Obrazek

Kolejna chatka stoi sobie w lesie, wśród świerków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czytałam ostatnio o kuksach - klimatycznych kubeczkach wykonywanych od setek lat przez północne ludy z narośli brzozowej zwanej czeczotą. Prawdziwa kuksa powinna być żłobiona ręcznie, co zapewnia jej niepowtaralność i wyjatkość. Też bym chciała mieć taki kubeczek - pełen poświęconego mu czasu i uczucia... A tutaj ktoś poszedł o krok dalej! Wydłubał sobie kibel! Też z pniaka! Czy dłubany kibel ma też jakąś swoją nazwe???:D

Obrazek

Chatka, przy której się znajdujemy, miała być nad dwoma jeziorkami. Malutkie zaraz obok, a większe, zwane Pehmejarv 100 metrów dalej. Tyle z mapy. W rzeczywistości chaszcz blisko i chaszcz dalej. Jezior brak. Szkoda... była chęć na przekąpke, bo duchota straszna i pływamy we własnym sosie. Mamy plan, aby dzisiaj jeszcze zanocować tu gdzieś w rejonie. To już ostatni tegoroczny biwak w Estonii.. Może dlatego mamy takie wydumane wymagania? Bo jak nie dziś - to dopiero za rok! Więc ma być odludne miejsce z chatką i jeziorem! :) Dziwnie tak być takim mega wybrednym - i w końcu znaleźć dokladnie to czego się szuka! Ale uda się to dopiero za kilka godzin!


cdn

Posty: 2957
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

Postautor: buba » środa 23 paź 2019, 23:07

Wjeżdżamy w jakieś dziwne drogi. Drogi leśne - ale są jakby w remoncie. Chyba musieliśmy przegapić jakiś znak. Mamy wątpliwą przyjemność pewnej mijanki. Z jednej strony busio, a z drugiej spychacz gigant zajmujący całą szerokość drogi.. A nawet troche wiecej, z każdej strony wystaje z pół metra na pobocze.. Czuje sie w prawie, no i jest w pracy - i ani myśli zjechać z drogi choć na centymetr.. A może nas nie zauważył? Tu jakoś ludzie mają dużą zdolność minąć cie i patrzeć jak na powietrze, przez ciebie gdzieś w dal.. Spinkalamy do rowu. Rów jest płytki i twardy.. Uffff… Udało się… Potwór nas ominął.. Ale było mocno nieprzyjemnie.. Wpływa to również na dalszy komfort poruszania się tą drogą (a raczej jego brak ;) No bo co jak ten stwór ma tu w lasach rodzine i przyjaciół???

Szukamy chatki koło Pahni. Chatka okazuje sie być jakoś mało leśna. Niedaleko jakieś muzea i domy. Samo biwakowisko wygląda jak ogród japoński lub inny botaniczny kawałek wystawki. Jakieś to miejsce zbyt wylizane jak dla nas. Trawka z rolki jak przed willa nowobogackich.. Klombiki.. Niby wszystko co trzeba jest, ale coś nie gra..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jakieś magiczne drzewko opisane tylko po angielsku, jakąś pseudopoezją.. Dlaczego nie ma wersji estońskiej? Jacyś obcokrajowcy to tu zostawili? Czy lokalsi, ale wstydzący się własnego języka?

Obrazek

Jakieś róże i bańki na drzewach..

Obrazek

Obrazek

Jakieś magiczne szmatki wirujące na wietrze...

Obrazek

Obrazek

Jakieś nawiązania do kontaktu z kosmosem, jakieś współgranie z naturą, ale “lustra wody” to nie wolno dotykać. Czyli woda jest, a kąpać sie nie można? No właśnie.. Jakoś dużo tu zakazów.. Nie po to ciśniemy tyle kilometrów na północ, żeby się poczuć jak we własnym kraju - gdzie ci nic nie wolno...

Ponoć jutro ma być tu jakaś impreza, taka dwutygodniowa..

Niby wszystko fajnie, widokowo, jest nawet chatka z kominkiem, ale w powietrzu czuć jakąś sztuczność.. Jakis niepokój.. Czasem są miejsca, które emanują spokojem, sielskością, atmosferą odpoczynku. Gdzie przychodzisz i czujesz się fragmentem terenu, że to twoje miejsce i tu pasujesz. A tu nie pasujemy. Miejsce zdaje sie być wrogie i szczerzy zęby. Nic tu po nas…

Jedziemy dalej. Zaglądamy nad jezioro Ubajarv. Znowu tymi dziwnymi drogami, gdzie sie zapadamy do pół koła.. Jak widać kolega spychacz jeszcze tu wróci…

Nad jeziorem utopiona w zieloności podwójna wiata. Zupełnie inna w kształcie niż pozostałe spotykane w tym kraju. Ognicho zadaszone, zatem i deszcz nam niegroźny!

Obrazek

Obrazek

Wiata jest mocno popisana węglem i markerami (to też niezbyt popularny proceder w Estonii. Acz może ta wiatka jest po prostu starsza??) Acz zeszyt - wpisownik też jest. Podpisy różnych ekip wywołują uśmiech na naszych gębach. “Tu wciągneło mi w bagno klapek, a kumpel prawie w ten sam sposób stracił flaszke”.

Obrazek

Taak… Tu jesteśmy zdecydowanie na swoim miejscu. Takiego biwakowska na dzis szukaliśmy! Dokładnie takiego! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ktoś zakosił mamusi kapelusz!!

Obrazek

Nie jestem miłośniczką “selfi”, ale to uważam za wybitnie udane. Kabaczę porwało aparat i mniej wiecej takie są skutki :)

Obrazek

Czarne odmęty bagnistego jeziora, do którego “lustra” zapraszają ułożone przez wędkarzy kładki z dech. Bez nich by nas zasysło na amen! Cała trasa do brzegu jeziora to jakby pływająca wyspa! Idziesz po tych dechach i czujesz, ze to wszystko pływa i faluje ci pod stopami! Że idziesz jak po materacu i masz pod sobą 10 cm nibylądu a niżej jest już zdecydowanie “płynnie”. Z wyspy utworzonej przez deski i mech można dać nura w odświeżające tonie żelazistego bagna!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdzieś po drugiej stronie jeziora pływają sobie czasem rybacy. Wędkarzami chyba nie można ich nazwać skoro łowią siecią? ;) U nas to pewnie zaraz by był dym! Jeszcze w parku narodowym!

Obrazek

Obrazek

W pobliskiej brzozie jest gniazdko, a kwik piskląt miesza się z żabimi pomrukami z czarnego bagna, gdzie przed chwilą, w ciepłych promieniach zachodzącego słoneczka moczyliśmy swe cielska.

Wieczór zapodaje spokojem. Acz niestety troche też smutkiem. Bo to nasz ostatni estoński biwak. Nasze pożegnanie z RMK.. Kiedy znów???

Obrazek

W strone łotewskiej granicy suniemy leśnymi traktami.. Czasem pyliste, czasem bardziej grząskie, ale niezmiennie klimatyczne. I puste.. Nie mijamy nikogo...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Granice przekraczamy w miasteczku Valga/Valka. Praktycznie to jedno miasto, gdzie granica wije sie przez jego środek. Raz idzie krawężnikiem, raz po elewacji kamienicy, a gdzie indziej ponoć przecina na pół knajpe - co ponoć jest tu lokalną atrakcją turystyczną. Cieżko mi sobie wyobrazić jak to miasto wyglądalo, gdy ta granica naprawde istniała i była strzeżona.

Miasto bardzo przypada mi do gustu, a zwłaszcza jego obrzeża. Jest wyjątkowo puste, jak na miejscowość tej wielkości. Jest dużo drewnianych domów - takich dużych, raczej bloków lub kamienic zbudowanych z drewna. Musimy tu kiedyś wrócić i na spokojnie połazić zaułkami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zresztą cała droga Valga - Voru, mimo że dosyc głowna, asfaltowa, była niesamowicie pusta. Z rzadka tylko mijała jakieś maleńkie osady. I czuc było na niej mój ulubiony klimat pogranicza. Bo po tej drodze też sie trochu powłóczyliśmy, szukając poradzieckich baz... Ale o tym to w którejś z kolejnych części relacji...

cdn


phpbb 3.1 styles demo

Wróć do „Pamiętnik Włóczykija”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości