I jak to mówią - cudze chwalicie… Szukając szczęścia w różnych krainach, nie wiedziałam (przez kilkanaście lat mieszkania w Oławie), jakie cuda czają się zasięgu kilkunastu kilometrów od domu… Czasem to co na wyciągnięcie ręki - jest znaleźć najtrudniej.
Pierwszym odwiedzonym przez nas podługowatym bajorem jest jezioro Panieńskie zwane też Stara Odra. Ma kształt litery S - wije się jak przystało na dawną rzekę. Położone jest niedaleko wsi Kotowice, między Oławą a Wrocławiem. Znajduje się między głównym biegiem Odry a drugim starorzeczem - jeziorem Dziewiczym, o którym będzie w kolejnej relacji.

Nazwa jeziora pochodzi ponoć od trzech dziewcząt, które ojciec najpierw więził w domu, a potem pozabijał. W miejscu ich domu powstało jezioro. Duchy dziewcząt straszą teraz nad brzegami i wciągają nieostrożnych na niebezpieczne głębiny


Wycieczkę zaczynamy pod wiaduktem linii kolejowej z Kotowic do Jelcza. To nie ostatni akcent kolejowy na naszej dzisiejszej trasie.
Mijamy dwa bajorka - takowe w wersji supermini.
Lasy już nieco pokolorowane jesienną barwą, ale zieleń jeszcze dominuje.
W końcu spośród zarośli wyłania się oczekiwany przez nas obiekt - most kolejowy.
Przed nim oczywiście bunkierek strażniczy.
Most przecina nasze starorzecze, a my wraz z nim. Bo kontynuować wycieczkę chcemy po drugiej stronie.
Detale o barwie rdzy dodają uroku temu miejscu.
Acz kolejny most, ten nad Odrą, jest chyba jeszcze bardziej urokliwy. Zdjęcia stamtąd w tej relacji: TUTAJ
Wiadukt spod spodu.
Inwazja biedronek! Są takie zwykłe, ale i żółte w czarne kropki, i czarne w czerwone…
Klimaty nabrzeżnej fauny i flory.
Nie odchodzimy daleko i znajdujemy cypelek.
Jest on na tyle miły, ciepły i słoneczny, że odbieramy to jako znak! Tu trzeba rozpalić ognisko!
Robimy też zakłady czy kabak sobie dzisiaj wybije zęby czy jeszcze nie. Bo zapewne na zdjęciu tego nie widać, ale ta belka się turlała i leży na górce. Przegrałam zakład. Na szczęście

Odpowiednio wyogniskowani i uwędzeni w dymie, suniemy w dalszą drogę jeziornymi brzegami.
Mijamy ukośne drzewa…
I te połamane…
Gęste zarośla…
I przestronne, świetliste trakty.
Wijące się pnącza…
kolorowe owocki...
I ciche, ukryte bagienka…
Wyłazimy na oświetlone popołudniowym światłem brzegi, gdzie w pełni można się rozkoszować barwami jesieni.
Sporo drzew zjadła tu jemioła…
Omszałe skarpy. Jedna tworzy wręcz fotel! Czy przyroda sama takie miejsce spreparowała? czy jednak ktoś jej kiedyś pomógł?
Wędrówkę kończymy tam gdzie zaczęliśmy - pod malutkim wiadukcikiem.
cdn