Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

W dziale tym znajdują się opisy, zdjęcia oraz reportaże z wypraw i wycieczek
Posty: 2956
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Postautor: buba » piątek 03 gru 2021, 19:13

Niedaleko miejscowości Nowy Lubiel przekraczamy Narew promem. To chyba najmniejszy promik jakim póki co jechaliśmy. Mieści się na nim jeden busio. Drugiego by już nie upchali.

Obrazek

Obrazek

Zaraz po zjeździe z promu, w miejscowości Nowe Łachy, wpada nam w oczy miły sklepik. Nie omieszkamy skorzystać z jego gościnnych ławeczek.

Obrazek

Naszym głównym celem są wyrobiska po żwirowniach koło wsi Brzóze. Jeziorek jest tutaj kilka. Część z nich jest połączonych ze sobą, rozgałęziona w różne strony, a plątanina wysepek, półwyspów czy mierzei tworzy bardzo fajny i urozmaicony krajobraz.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wypatrzyłam sobie to miejsce na satelitarnych mapach. Bo raz, że uwielbiam wszelakie żwirownie, piaskownie, glinianki, kamieniołomy czy innej bajora o przeszłości industrialnej - zazwyczaj dobrze rokują biwakowo i kąpielowo. Tutaj dodatkowo było widać jakieś porzucone obiekty wielkości niedużej. Jakby rozsiane wśród piachów wraki pojazdów? Przeczesywanie internetów w poszukiwaniu “co to jest” - nie przyniosło rezultatów. Chęć odkrycia tajemnicy potęgowało więc pociąg do tego miejsca.

Teren okazuje się rewelacyjny, a co najważniejsze - dosyć pusty. Dziś jest piątek, więc gdzieś trzeba się ukryć by przetrwać weekend i nie ulec zadeptaniu. I aż nam trochę dziwnie, że jest aż tak pusto. Może tu nie wolno wchodzić i wieczorem nas wyrzucą? Może znowu jakaś gadająca głowa z telewizora postanowiła zamknąć lasy i na wszelki wypadek zarekomendowała trzymać głowę w wiadrze wypełnionym domestosem? Na wyjazdach nie śledzimy wiadomości ze świata, więc możemy jedynie snuć domysły czy mieć nadzieję, że jak wydarzyło się coś rzeczywiście istotnego, to rodzina poinformuje nas smsem. Jak się okazuje - powód był. Bardzo złe prognozy pogody na weekend. A że ostatnimi czasy ludzie zatracili umiejętność patrzenia za okno i przewodnikiem przez życie jest jedynie ekranik smartfona - to większość zabarykadowała się w domu. Postanawiamy zostać tu dwie noce. Raz, że mamy fajne miejsce i nie trzeba się będzie jutro szarpać z szukaniem kolejnego, a dwa, że sobie jutro obejdziemy bajorka. Na przeciwległym brzegu widać jakąś plażę, może tam knajpa jest albo inne ciekawostki regionalne?

Dziś póki co ruszamy w poszukiwaniu wraków. Są, acz nie są to porzucone masowo samochody, jak sobie wyobrażałam wspominając np. ormiański Madan (https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... an_12.html ) Są to zdecydowanie wraki, ale kurde czego?? Jakiś pomostów? Baniaków? Cystern? Ciekawe czy to z czasów działania wyrobisk czy ktoś to później tutaj przywiózł i zwałował? Fajne urozmaicenie terenu - pordzewiałe, zarośnięte, można wleźć na górę i spojrzeć na okoliczny świat z nieco wyższej perpektywy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z oddali słyszymy też niesamowicie skondensowany kwik ptactwa. Idziemy w tamtą stronę. Tak odkrywamy prywatną ptasią wyspę, na której wręcz się roi!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pyliste drogi rozchodzą się na wszystkie strony. I którą tu iść najpierw?

Obrazek

Obrazek

Piątkowe popołudnie i wieczór, na przekór przepowiedniom, okazują się być ciepłe i słoneczne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Drewna na ognisko jest sporo, więc robimy nawet zapasy.

Obrazek

Budujemy chatko - szałas dla jednorożców.

Obrazek

Obrazek

Gdzieś chyba polewało, bo nad lasem pojawia się tęcza. A nawet dwie!

Obrazek

Wieczorny biwak jest niezwykle malowniczy. Jeszcze nie wiemy, że jutrzejszy będzie równie klimatyczny, ale zupełnie, zupełnie inny ;)

Obrazek

Obrazek

Rano wybieramy się w stronę piaszczystej, plażopodobnej łachy. Przyjemne miejsce, co postanawiamy uczcić fikołkami i turlaniem.

Obrazek

Obrazek

Widać supermaskującego się busia stojącego w dalekiej zatoczce.

Obrazek

Rozważamy czy to taras dla bociana czy punkt widokowy dla turystów?

Obrazek

Jest tutaj też drewniany sklepobar, przywodzący na myśl dawne klimaty bieszczadzkie, zarówno ze względu na wygląd, jak i klientele.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jeden pan pod sklepem opowiada nam, że z wyrobisk można się przedostać kanałem do Narwi. Ponoć rok temu jakaś ekipa wypożyczyła rowerek wodny, przebrała się przez ten kanał, a potem to już porwał ich nurt. Z zeszłorocznego pobytu w Drawnie ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... rawno.html ) bardzo dobrze wiemy jak świetnym pojazdem do pływania pod prąd jest plastikowa taradajka zwana rowerkiem. Nam się wprawdzie udało, ale mieliśmy bardzo krótki odcinek ;) Ci tutejsi mieli mniej szczęścia - łowili ich ponoć pod Warszawą ;)

My więc też postanawiamy wypożyczyć rowerek, acz nie po to, aby po raz kolejny zobaczyć Spichlerz, dla odmiany z innej perspektywy ;) Będziemy grzecznie pływać po wyrobiskach, zaglądając w co ciekawsze zatoczki i zawijasy.

Obrazek

Chmury czernieją w oczach. Ale ma to i swoje plusy - jesteśmy w tej chwili jedynymi użytkownikami szarej toni wodnej.

Obrazek

W oddali jeżdżą ciężarówy jak z jakiegoś czynnego wyrobiska.

Obrazek

Nie wiem ile los dał nam popływać na sucho. Pół godziny? Może godzinę? No a potem sprawdziły się najczarniejsze obietnice smartfonów. Lunęło szybko i przykładnie. Dla potwierdzenia wagi sytuacji gruchnęło piorunem tam i siam. Przezornie zabrałam foliowe kurteczki, ale zanim udało się je rozwinąć z kulki - i tak byliśmy cali mokrzy. Przetrwały tylko bluzy w plecaku, bo jego pierwszego zawinęłam w folie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ponoć nasze zmagania z deszczem i co gorsze z silnym, przeciwnym wiatrem, obserwuje cały kwiat barowej czeredy. Dopingując nas i robiąc zakłady czy uda się nam dobić do właściwego brzegu. Gdy się w końcu udaje, w sklepie czekają nas wyrazy uznania (od miejscowych) i utyskiwania nad naszą nieodpowiedzialnością - od jakiegoś tranzytowego rowerzysty w rajstopach. “Toż to dziecko jest całe przemoczone, ono zaraz będzie chore i skończy w szpitalu!!” Gdy wykręcam jej warkoczyki, Kabak wskazuje na rowerzystę i szepce mi na ucho (ale mówienia szeptem to ona jeszcze nie całkiem opanowała) : “Mamo, co ten pan ma na pupie? To jest pieluszka? Może on jest dla mnie niemiły, bo mi zazdrości, że ja już nie muszę nosić?” Oj takich rzeczy nie trzeba żulikom dwa razy powtarzać, od razu podchwytują :) A może po prostu pieluchowiec nie wzbudził ich sympatii? Ba! Jak się potem okazuje, im też robił wykłady - o zakazie spożywania alkoholu w miejscach publicznych, używaniu niecenzuralnych słów i “że on sobie nie życzy tego słuchać”.

Mimo wzmagającego się deszczu pan odpowiedzialny i tak wskakuje na rower i znika we mgle… Cóż… Nie wszyscy mogą mieć miłe wspomnienia z knajpy nad wyrobiskiem :) Wypijamy coś tam na rozgrzewkę, ale nic tu po nas.. Żegnamy się w sympatycznej atmosferze i idziemy się ogarnąć do busia.

Obrazek

Lepiej się suszy w busiu niż w namiocie - to pewne. No ale miejsca do rozwieszania też nie ma zbyt dużo, a roznosząca się wilgoć powoduje zamakanie nawet tych rzeczy, które chwilę wcześniej były suche. Poza tym co? Będziemy siedzieć i patrzeć na zaparowane szyby? I tak do wieczora? Masakra! Jeszcze nie ma 15. Zdechniemy tu z marazmu! No i co z naszą karkówką?

Postanawiamy zrobić z busia wiatę kominkową! Na tylną klapę zarzucamy plandeki, pod nie podstawiamy miskę grillową XXXL i rozpalamy w niej ognisko z suchego drewna, które zawsze staramy się wozić na takie okazje. Od razu inna atmosfera! Ogień to ciepło, zapach i radość. Ogień to życie! Tak tworzy się mobilna suszarnio - wędzarnia. Z czego pierwsze działa tak na pół gwizdka - ale drugie pełną parą! Nie wiem co się stało, ale z wnętrza kabiny tworzy się jakby komin, który zasysa dym. Tak uwędzonego busia to jeszcze nie było. Idąc po coś do środka łzy płyną strumieniami, a oddychać przy zamkniętych drzwiach to nie ma opcji. Dym się później przewietrzył, ale zapach wędzonki pozostanie z nami już chyba na zawsze :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Deszcz leje falami, wiatr targa plandeką. Prawie wysuszone spodnie wpadły mi do błota. Bluza miała mniej szczęścia, bo nie spadła, ale wisiała za blisko ogniska. Do jej malowniczych dziur dołącza więc kolejna - wypalona ;) Gęste kłęby dymu wypełniają szczelnie busiowe wnętrze, wirując i tworząc jakby szare, pełgające stwory. Był taki odcinek Muminków, gdzie cienie niewidzialnych stworków ściągało ciepło ogniska…. W okopconej misce dymi czajnik z kolejnymi litrami zielonej herbaty. Kabak siedzi na krzesełku majtając nóżkami nad ogniem. Właśnie przed chwilą bawiła się w kałuży i nalało jej się do gumiaków górą.. Gumiaki więc dołączyły do suszarni. Tęczowe jednorożce mają całe grzywy w glinie. Kabak siedzi, patrzy w zamyśleniu w dal i nagle zaczyna rechotać. Pytam co się stało? Kabak: :”Wyobraziłam sobie, że przyszedł tu teraz ten pan z pieluszką. I jaką by zrobił minę i co by powiedział. Myślę, że od razu by się poszedł utopić” ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Momentami są przerwy w zlewach. Można wtedy iść nad wodę podziwiać spokojną jej taflę, podnoszące się mgły i czerń postrzępionych chmur... Jest to też dogodny moment by umyć naczynia czy wyprac konikom grzywy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A rano suszenia ciąg dalszy ;) Dotyczy ubrań, plandeki i miski. Gdy wszystko juz było prawie suche - to niespodziewanie lunęło... ;)

Obrazek

Potem, już w domu, przeglądając zdjęcia, dochodzimy do wniosku, że był to najbardziej udany biwak z całego naszego wyjazdu :)


cdn

Generał Admin
Posty: 2051
Rejestracja: sobota 07 lut 2015, 23:46
Lokalizacja: Zagłębie Dąbrowskie/Hessen

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Postautor: kusmanek » piątek 03 gru 2021, 19:59

buba pisze:Aaaaa... Czyli tam siedzieli strzelcy? A ich coś osłaniało? Bo sie wydaje tak na pierwszy rzut oka, ze tam sie siedzi jak na patelni?

W zasadzie to podczas prowadzenia ognia strzelcy na niej stali. Osłaniało ich Wasze oparcie :D
Born to make history

Posty: 2956
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Postautor: buba » sobota 04 gru 2021, 20:22

kusmanek pisze:
buba pisze:Aaaaa... Czyli tam siedzieli strzelcy? A ich coś osłaniało? Bo sie wydaje tak na pierwszy rzut oka, ze tam sie siedzi jak na patelni?

W zasadzie to podczas prowadzenia ognia strzelcy na niej stali. Osłaniało ich Wasze oparcie :D


Aaaaa, czyli w ta stronę! Juz rozumiem! :)

Posty: 2956
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Postautor: buba » sobota 04 gru 2021, 21:29

Jedziemy przez miejscowość o wdzięcznej nazwie Jednorożec. Nie muszę wspominać, który członek ekipy jest tym faktem najbardziej zachwycony.

Obrazek

Herb też jest taki jak trzeba!

Obrazek

I mają w okolicy różowe słupy! Ponoć jakaś radna z władz gminnych tak zadecydowała, bo to jej ulubiony kolor. Kabak twierdzi, że to fuszerka, bo słupy powinny być jeszcze obsypane brokatem i błyszczeć się w słońcu.

Obrazek

Przydrożne ogłoszenie. Ciekawe ile takich rzeczy leży gdzieś po stodołach :)

Obrazek

Powoli zbliżamy się do terenów bardziej obfitujących w jeziora. Pierwsze na naszej trasie jest jezioro Kalwa, na którego brzegach mamy namierzone kilka zapomnianych ośrodków. A nuż któryś spodoba się nam na tyle, aby zostać w nim na nocleg?

W miejscowości Pasym odwiedzamy pierwszy takowy obiekt.

Obrazek

Obrazek

Asfalt z dużą domieszką igliwia! :) A może raczej igliwie z pewną domieszką asfaltu? :)

Obrazek

Mech najlepiej się hoduje na stołach pingpongowych.

Obrazek

Niestety były tu ostatnio jakieś pożary, więc już żadne z zabudowań nie nadaje się do użytku. Charakteryzują się przeważnie dużą ażurowością.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Szczególnie tego domku mi żal… Gdyby nie spalona podłoga i część ścian - można by tutaj zostać na nocleg!

Obrazek

Obrazek

Jaki fajny piecyk w środku był!

Obrazek

Nie możemy odgadnąć jakie funkcje toto pełniło? Fontanna? Ogródek piwny? Plac zabaw? Romantyczna sztuczna ruina stylizowana na zamek księżniczki?

Obrazek

Jedno jest pewne - pod prysznicami zawsze warto być czujnym!

Obrazek

Zatem co? Trzeba było pitwać ryby w pokojach? ;)

Obrazek

Kolejne odwiedzone miejsce to Rudziska Pasymskie. Już tabliczka początkowa sugeruje, że zagłębiamy się w zapomnianą dżunglę.

Obrazek

Na brzegu jeziora stoi hotel zwany Rudka - ogromny moloch.

Obrazek

Obrazek

Widoki z tarasu.

Obrazek

Dosyć długo włóczymy się przepastnymi korytarzami, przeplotkami, drabinami, dachami i piwnicami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ośrodek jest nieczynny od około 20 lat. Wnętrza są już zupełnie wypatroszone, niestety nie zostały żadne sprzęty z dawnych lat. Jedynie taki mural ze słoneczkiem wciąż zdobi jedną ze ścian.

Obrazek

A mysza nieśmiało wygląda z okna ;)

Obrazek

W korytarzach zaczynają już rosnąć drzewka...

Obrazek

Obrazek

W oddali widać jeszcze inne budynki, chyba kiedyś przynależące do tego kompleksu.

Obrazek

Obrazek

Ekipa w komplecie. Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w czerwcu 2021! :)

Obrazek

Kawałek dalej stoją pozostałości starszych budowli. Są mocniej zarośnięte, solidnie nadszarpnięte zębem czasu i przyrody. Przed wojną działał tu pensjonat, zaraz po wojnie Mazurski Uniwersytet Ludowy, poźniej kolejny Ośrodek Szkoleniowo-Wczasowy. Pod koniec lat 80-tych budynki się nadpaliły i jakoś zabrakło kasy, pomysłów czy chęci na odbudowę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spotykamy tu bardzo ciekawą i intrygującą ekipę. Było ich trzech. Jeden z nich przedstawił się jako Florian. Tylko on z nami rozmawiał. Pozostali łypali nieco wilkiem i milczeli. Na początku wzięliśmy ich za bezdomnych, którzy tu pomieszkują albo złomiarzy, którzy bezskutecznie węszą za jakimiś pozostałościami żelastwa. Trochę nas z tropu jednak zbiło, że robią dużo zdjęć, zwłaszcza różnych detali budynku (np. framug okiennych). Z ich słów wynikało, że poszukują keszy. Przyjechali starym oplem z solidnie wgniecionymi drzwiami, którego dokładnie ukryli w krzakach. Na tyle profesjonalnie to zrobili, że wcześniej mijaliśmy ten samochód o 5 metrów i go nie zauważyliśmy. Samochód nie był zaparkowany na czas zwiedzania, on był celowo zamaskowany! Blachy mieli z drugiego końca Polski - FZA. Odjeżdżając tak przysolili w jakąś gałąź, że wyleciało boczne okno. Widać byli na to przygotowani, bo sprawnie wyjęli duży worek, taśmę klejącą i w mig naprawili szkody. Oddalili się trąbiąc i machając, a ich śmiechy i pogwizdywanie jeszcze długo huczały nam w uszach...

Na nocleg zatrzymujemy się na polu biwakowym “Cicho - sza”. I wygląda ono tak jak się nazywa. Oprócz nas nocuje tu tylko nieinwazyjny motocyklista, z którym zamieniamy kilka słów, a potem on rozbija się na drugim końcu pola, tak że nawet nawzajem się nie widzimy. Możemy się więc cieszyć totalną pustką i ciszą mąconą jedynie szumem wysokich sosen. Zupełnie jak w Estonii. To miejsce, położone w pachnącym, żywicznym lesie, bardzo mi właśnie przypominało biwakowiska RMK...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niedaleko jest jeziorko, w którym nie omieszkamy się przekąpać, zarówno z wieczora jak i rana.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejnego dnia zatrzymujemy się w przydrożnym w barze “Szczupak”, gdzie jak sama nazwa wskazuje, zjadamy sandacza.

Obrazek

Obrazek

Wielkim odkryciem dnia okazuje się być pigwoniada!! I trafia ona na podium moich ulubionych napojów - po zielonej herbacie i kwaskowatym, dunajskim winie. Jest kilka odmian tego specyfiku, a najlepszy jest ten, który zawiera herbatę! Jest to produkt regionalny, ale nie produkcja własna tego baru. Sprowadzają to od jakiegoś rolnika z okolicy, który ma wielkie plantacje pigwowca. Na szczęście odkryłam, że można toto kupować wysyłkowo! :) Szkoda, że nie jest dostepne w żadnym oławskim sklepie...

Obrazek

Obrazek

Gdzieś po drodze, na wygrzanym podsklepiu.

Obrazek

Potem jedziemy na poszukiwanie ośrodków z dawnych lat. Miałam namiar na malutkie domeczki w miejscowości Zamordeje, nad jeziorem Nidzkim. Domki same w sobie rzeczywiście przeklimatyczne i takie jedyne w swoim rodzaju. Jak skrzyżowanie starego typu namiotu z psią budą :) Raz jedyny takowe widziałam!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ale na tym się kończą plusy tego miejsca. Panuje tu jakaś klaustrofobia (i nie mam tu na myśli wielkości domku ;) Ciągle ktoś łazi, gapi się... Domki przeplatają się z kamperami i przyczepami, ale mieszkając w domku nie wolno obok zaparkować. Trzeba więc patrzeć na stojącego 10 metrów obok nabzdyczonego kampera, a swoje bambetle nosić z drugiego końca ośrodka. Gdzie tu logika? Nic tu po nas. Jedziemy dalej… Żal, że nie można teleportować takiego domeczku w inne miejsce...

W tym rejonie, chyba z racji na dużą ilość jezior i rozlewisk, nie bardzo da się omijać główne drogi. Musimy więc jeździć dwucyfrówkami, co do przyjemności nie należy. Zwłaszcza źle nam zapada w pamięci przejazd przez Pisz. Miasto totalnie wyprane z zieleni. Pakujemy się w korek i to jeszcze za krzywą, przechyloną mocno na bok przyczepą tira wyładowaną drewnem. Zastanawiamy się kiedy to wszystko się na nas zwali... Korzystając z pierwszej możliwości uciekamy przed belami drewna w jakieś osiedle dotknięte skrajną betonozą. Wracając na drogę wylosowujemy jechać za traktorem z jakimś baniakiem, który w godzinach szczytu przemierza miasto z prędkością 5 km/h. No ale przynajmniej baniak na nas nie zleci. Nad jeziorem Roś szukamy kolejnych ośrodków, które ktoś kiedyś mi polecał. Ale też nas nie urzekają. Tłum, zgiełk, kupa turystów i wokół tego jeszcze jakaś budowa chodnika czy parkingu. Zaglądamy jeszcze na pola namiotowe, ale na to w ogóle lepiej spuścić zasłonę milczenia. Lepsze klimaty biwakowe oferuje oławski parking pod Biedronką... Zaczynamy bardzo tęsknić za okolicami Warszawy…

Podejmujemy jeszcze ostatnią próbę, jeszcze jedną szansę dajemy Mazurom. Cierzpięty. Też ponoć mają tu ośrodek w klimatach z dawnych lat. I to jest strzał w dziesiątkę. Uffff... Na sam koniec... Tego właśnie szukaliśmy. Miejsce na tyle urokliwe, że będzie bohaterem całej, kolejnej relacji :)

cdn

Posty: 2956
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Postautor: buba » niedziela 05 gru 2021, 18:04

Jest sobie jezioro zwane Mokrym. Skądinąd dziwna nazwa, bo rzadko trafiają się jeziora suche… No chyba, że takie jak zbiornik Mietkowski w 2011 ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... o.html?m=0 ) ;)

Jezioro Mokre jest fajne, bo bardzo duża część jego brzegów jest dzika. Zwarta zabudowa miejscowości i ruchliwa droga przytyka do niego tylko od południa, a biorąc pod uwagę kształt jeziora - jest to bardzo maleńki kawałek. Oprócz tego na brzegach zdarzają się pola namiotowe, jakieś pojedyncze domostwa, no i miejsce naszych noclegów - Stanica Wodna. Miejsce od pierwszego wejrzenia przypada nam do gustu. Ciche, klimatyczne, zawierające wszystko co nam trzeba i jeszcze z przemiła obsługą! To chyba nagroda za wytrwałość i rekompensata za te wcześniejsze porażki i pół dnia zmarnowanego na bezskuteczne poszukiwania.

Tu plan ośrodka. Rozczulająco piękny! :)

Obrazek

Po terenie są rozsiane drewniane domki z werandami i przy każdym rosną cudowne, pachnące krzewy pokryte białymi kwiatami!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu nasz domek. Sympatycznie położony na górce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I jego wnętrza. Chyba jakieś kolonie tu nocowały i miały warsztaty plastyczne.

Obrazek

Niektóre domki mają w środku piecyki albo kominki? Nasz nie miał, ale też nie było potrzeby palić, więc nie dopytywaliśmy o taką możliwość..

Obrazek

Obrazek

Tu i ówdzie przycupnęły moje ulubione ławki. Kiedyś wszędzie takie były, a teraz coraz trudniej je napotkać...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ten domek podobał mi się najbardziej, położony na samiuśkim końcu ośrodka, z największym i najbardziej rosochatym krzakiem. Szkoda, że nie w nim spaliśmy.

Obrazek

Jest też przefajna knajpka, w której można użyć na rybach.

Obrazek

A i plac zabaw utrzymany jest w klimatach leśnych chatek.

Obrazek

Latarnia z ekologicznym słupem :)

Obrazek

Produkt regionalny ;)

Obrazek

Na stanie mają tu kilka kotów, więc niektórym szczęście wylewa się uszami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Radość z pozyskanego węgorza :)

Obrazek

Wieczór na nadjeziornych pomostach.

Obrazek

Obrazek

Poranna przekąpka.

Obrazek

Zostajemy tu trzy dni. Nie mamy już chęci na dalsze poszukiwania w tym rejonie. Szansa na znalezienie czegoś jeszcze fajniejszego czy chociażby zbliżonego jest raczej zerowa...

Jednego wieczoru docierają do ośrodka kajakarze. Dwie pary, gdzieś w wieku koło 25 lat. Pierwszy raz spotykamy ich w knajpie. Chłopaki robią wrażenie wesołych, sympatycznych, pokazują nam na mapie swoją trasę, która częściowo biegnie rzekami, a po części jeziorami. Trasy zaplanowali krótkie, bo to przede wszystkim wypoczynek a nie wyścig. Chcą mieć też czas na kąpiele, opalanie czy wieczorne sielanki przy piwku. Zupełnie inne wrażenie robią będące z nimi kobiety. Jedna np. wali w bufet zamówionym wcześniej daniem: “Ja chcem ziemniaki bez koperku i więcej surówek!”. Nie “czy mogłabym wymienić” albo “czy można prosić o dodanie” - tylko JA CHCEM. Gadam potem z babkami z obsługi. Nie są zdziwione. Ponoć takich roszczeniowych chamów jest z roku na rok coraz więcej....
Drugą niewiastę mamy okazję poznać w pełnej krasie przy domku - cała czwórka osiedliła się (a przynajmniej próbowała) w obiekcie sąsiadującym z naszym. Wspomniana dziewoja dostaje ataku histerii, że ona tu spać nie będzie, ona nawet progu nie przestąpi i chce do domu. Jej chłopak ma ją tam zawieść. NATYCHMIAST! Do kajaka też już nie wsiądzie. I tu następuje prawie nieludzki skowyt.
Jej zachowanie jest mi bardzo dobrze znane - kabak często tak robił w wieku lat dwóch. Jak coś było nie po jej myśli, zaczynała się rzucać po ziemi, wierzgać i wyć. Trzeba ją było wtedy wziąć pod paszki i wynieść w miejsce, gdzie nikomu nie przeszkadzała ani nie zrobiła sobie krzywdy rzucając się jak ryba wyjęta z wody. Kabakowi na szczęście to szybko przeszło. Tu mamy okazję oglądać sytuację, gdy takowe ataki utrzymują się dłużej i przechodzą w stan przewlekły. Jest to duży problem, bo trudniej wziąć delikwentkę pod paszki….

Ostatecznie obie panie opuszczają ośrodek (nie wiem czy samodzielnie czy ktoś im pomagał) ale na szczęście już więcej ich nie widziałam… Nie znam ich dalszych losów - czy poszły spać do hotelu, wróciły do domu, czy postanowiły się utopić w jeziorze...

Idąc potem wieczorem obejrzeć dalsze zakątki ośrodka, mam okazję usłyszeć strzępy rozmowy siedzących na werandzie nad piwkiem dwóch pozostałych tu kajakarzy. “.... a ja się dziwiłem, że aż tylu chłopaków u nas na roku jest gejami. A to jest całkiem niegłupie rozwiązanie! Nie musisz się użerać z taką krową. Na głowie stajesz, aby jej nieba przychylić a ona jeszcze cię opluje. A tak? Znajdziesz sobie fajnego przyjaciela, który ma podobne pasje - i mecz z nim obejrzysz, i browara wypijesz. I kasy ci więcej w portfelu zostaje. A co ty o tym myślisz??”
Drugi chłopak zupełnie nie podejmuje tematu ;) Zaczyna coś opowiadać o kajakach, gorszej pogodzie zapowiadanej na jutro i obawach, żeby nie było bocznego wiatru, “pamiętasz - tak jak wtedy na jeziorze…..”

cdn

Posty: 2956
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Postautor: buba » niedziela 05 gru 2021, 19:51

W jeden z dni spędzonych w Cierzpiętach wypożyczamy rowerek wodny. Początkowo mamy w planie opłynąć nim całe jezioro, ale pogoda robi się chłodna i pochmurna - i mamy obawy, że znowu nam doleje - tak jak na wyrobiskach ;) Stanęło więc tylko na opłynięciu wysepki koło leśniczówki i pozaglądaniu w rybacze zatoczki.

Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy pierwszymi w tym sezonie, którzy wypożyczają rowerek. Chyba większa moda panuje tu na kajaki albo łodzie rybackie. Rowerek więc jest pełen wody i zasypany igliwiem - chyba stoi tak od roku. Mamy nadzieję, że to woda deszczowa, a nie że tak przecieka ;) Wyciągamy z jakiegoś kosza butelki, rozpiłowujemy je celem zrobienia czerpaków i wylewamy wodę.

Obrazek

Mam wrażenie, że dla kabaka większą radością było to wylewanie wody z rowerka niż samo pływanie nim. No bo już nieraz pływaliśmy, a szuflowanie zupą z sosnowych igieł - trafiło się nam po raz pierwszy :) Na dnie znajdujemy utopioną ważkę. Po chwili jednak się okazuje, że ona wciąż żyje! Chyba więc wpadła niedawno i ma tylko zamoczone skrzydełka.

Obrazek

Boimy się ją wziąć do ręki, żeby jej czegoś nie połamać, więc nagarniamy ją na kawałek srajtaśmy, licząc, że na nim posiedzi, wysuszy się i jak jest wszystko w porządku to odleci. Zostawiamy ją na stole.

Obrazek

Obrazek

Co ciekawe, jak wracamy po kilku godzinach - ważka wciąż jest na stole i trzepoce skrzydełkami. Okazuje się, że jej nóżki przykleiły się do papieru i ma problem je oderwać. Udaje się nam tak poobdzierać papier, że przy nóżkach zostają jego kawałki takie na kilka milimetrów - i ważka z nimi odlatuje. Pierwsza ważka w skarpetkach! ;) Mam nadzieję, że skarpetki jej nie zaszkodzą. Zrobiliśmy dla niej co w naszej mocy! :)

A tak przedstawia się nasz ośrodek od strony wody! Też bardzo zachęcająco!

Obrazek

Zazwyczaj nie lubię zdjęć typu "selfi" - zawsze na nich wychodzi krzywa gęba, ale na środku jeziora trochę strach wypuścić z ręki aparat i go położyć na samowyzwalaczu. Aha! Toperz nie trzyma w zębach tego piórka ;)

Obrazek

Oni pedałują a buba się wyłożyła i patrzy w niebo. Ech... szkoda, że nie ma słońca!

Obrazek

Inne wygłupy nawodne :)

Obrazek

Perkozy, kaczuchy…

Obrazek

Obrazek

Linia brzegowa nie jest jakaś bardzo zróżnicowana i ciekawa - ot trochę szuwarów, a czasem sucha gałąź wystaje. Nie są to odrzańskie starorzecza, gdzie każdy metr terenu zachęca aby mu zrobić 10 zdjęć…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie brakuje za to wędkarzy na obiektach pływających.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Różne metody przechowywania łodzi.

Obrazek

Próby dopłynięcia na wyspę okazują się nieudane. Rowerek ugrzązł, a woda wciąż była za głęboka aby iść piechotą. W takim przebijaniu się przez szuwary kajak mógłby się lepiej spisać!

Obrazek

W drugi dzień stawiamy na rowery lądowe, z podobnym planem - objechać jezioro dookoła. Ruszamy z naszego ośrodka, gdzie jest wypożyczalnia.

Obrazek

Nie wiem czy wszyscy tak mają czy tylko ja, ale jak siądę na obcy rower to przez pierwszą godzinę mam wrażenie, że zaraz się zabije. Niby każdy model ma koła, kierownicę, siodełko i pedały, ale wszystko działa jakoś inaczej...

Początkowo jedzie się bardzo sympatyczne. Drogi są szerokie i tylko dla nas.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Staramy się trzymać blisko jeziora, coby jak przyjdzie ochota móc robić przekąpki. I właśnie znaleźliśmy taką malowniczą zatoczkę! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

3…..2….1…. Ziuuuuuuuuuu!!!!!!

Obrazek

Bawimy się trochę z żabką. Nie wiem wprawdzie czy żabka bawi się tak samo dobrze jak my, ale ciężko ją o to zapytać. Buziaka też dostała i to kilka razy ;)

Obrazek

Obrazek

Mijamy rybacze salony.

Obrazek

“Mamo! To jezioro jest kudłate!”

Obrazek

Za miejscem przekąpkowym kończą się wyraźne drogi. Dalej prowadzą jedynie coraz bardziej zanikające ścieżki, o nisko wiszących gałęziach zdzierających z głów czapki.

Obrazek

Woda w jeziorze przybiera zielonkawy odcień. Kabak się ze mnie śmieje, że może tutaj bym coś złowiła.. Może np. siatką? No cóż… Dobre podsumowanie moich tegorocznych sukcesów wędkarskich ;)

Obrazek

Jadąc dalej na północ grzęźniemy w solidnym chaszczu. Pierwszy zaczyna marudzić kabak, bo jej głowa często z traw nie wystaje i nic nie widzi oprócz morza kłosów, które od czasu do czasu walą ją w nos. “Chyba pobłądziliśmy - tu nie ma drogi, tu się nie da jechać, ja chce z powrotem!!”. No ale na mapie droga była! Więc może zaraz się pojawi? Może się poprawi?

Obrazek

Chwilę później dołącza toperz: “buba, ale tej drogi naprawdę tu nie ma. Może kiedyś tu szedł wędkarz, ale to chyba byłoby na tyle...” Przejść by się bez problemu dało, ale taszczenie rowerów przez kolejne wiatrołomy czy rozpadliny robi się coraz bardziej wkurzające. Odcinki noszenia powoli zaczynają być dłuższe niż te nadające się do jechania…

Obrazek

Zaczyna do mnie docierać, że oni mają rację. Można zaklinać rzeczywistość ile wlezie, ale ścieżka się od tego nie pojawi. Chyba jednak nie objedziemy dziś tego jeziora… Turystyka rowerowa w stosunku do pieszej ma jednak swoje wady...

Może byśmy się i przedarli? Może za wcześnie się poddaliśmy? Acz z drugiej strony wycieczka przede wszystkim powinna być przyjemna! Cóż, zawracamy więc i jedziemy w stronę przeciwną.

Pojawiają się drogi…

Obrazek

Obrazek

...więc i humory dopisują.

Obrazek

Przy jeziorze zwanym Łabędzie (Łabądek) oprócz wrażych tablic z zakazem wszystkiego, znajdujemy też opuszczoną łódź! Pewnie wrosła w ziemię, bo pływanie łódką tutaj też było zabronione.

Obrazek

Obrazek

Takie oto jeziorko. Jakby zabrać napisy - całkiem sympatyczne miejsce.

Obrazek

Obrazek

Jedziemy potem w stronę leśniczówki Uklanka. Dokładnie tam, gdzie i wczoraj zaglądaliśmy drogą wodną.

Obrazek

Słonko przyświeca, wiaterek wieje, piach zgrzyta w zębach. Cudnie jest! Jedziemy więc i śpiewamy :)

Obrazek

Obrazek

Cieszy widok pasących się krówek.

Obrazek

A to ta wyspa, gdzie wczoraj utknęliśmy w trzcinach.

Obrazek

Obrazek

Tu tylko oni się kąpią. Zejście jest w cieniu, więc mi jest za zimno! ;)

Obrazek

Obrazek

No i tyle wyszło z naszego wielkiego planu okrążania jeziora ;)

cdn
Ostatnio zmieniony niedziela 05 gru 2021, 20:06 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.

Posty: 1399
Rejestracja: piątek 30 paź 2020, 09:37

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Postautor: smar » niedziela 05 gru 2021, 19:57

Gdy tak śledzę Wasze wędrówki po Kraju to nostalgia mnie ogarnia i prawie łzy w oku wzbierają... W latach 1968-1970 moi rodzice, namówieni przez znajomych (w odróżnieniu od Was podróżowaliśmy w 2 lub 3 auta/rodziny), wybraliśmy się na "wczasy wędrowne" (tak to wtedy nazywaliśmy) - dwa tygodnie spędzane na przemieszczaniu się z jednego ciekawego miejsca w inne (samochodami "Syrena") i spaniu/biwakowaniu - najczęściej "na dziko" - pod namiotem (z "łazienką" w strumyku lub jeziorze). Poznałem wtedy całkiem spory kawał Polski i co ciekawe - mimo że upłynęło pół wieku - wydaje mi się że WSZYSTKO pamiętam. Nie muszę dodawać że wspominam je jako jedne z najpiękniejszych wakacji w moim życiu. Ćwierć wieku później podobne "wczasy wędrowne" kilkukrotnie zorganizowałem swojej rodzinie (terenem tych wędrówek był głównie Dolny Śląsk :D ) Jednak czasy się nieco zmieniły i jako bazę noclegowo/wypadową zawsze rezerwowałem pokój z łazienką w pensjonacie/hotelu. Może dzięki temu uniknąłem "buntu na pokładzie" i takiego zachowania Moich Pań (żony i dwóch córek ;) ) jak opisane przez Ciebie we wcześniejszym poście histeryczne wybryki owych dwóch panienek ;)

Posty: 2956
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Postautor: buba » niedziela 05 gru 2021, 20:16

dwa tygodnie spędzane na przemieszczaniu się z jednego ciekawego miejsca w inne (samochodami "Syrena") i spaniu/biwakowaniu - najczęściej "na dziko" - pod namiotem (z "łazienką" w strumyku lub jeziorze).


Oj jak ja bym się wybrała w taki objazd Polski w tamte lata! Zapewne duzo łatwiej bylo znalezc np. dogodne miejsce na nocleg pod namiotem, a i pewnie mniej bylo typów, ktorym to z jakis powodów przeszkadza. Mieliscie kiedys jakies nieprzyjemnosci w stylu, ze ktos was probowal wyrzucac z terenu biwaku, ze "teren prywatny" albo ze autem wjechac nie wolno? albo robil problem o palenie ogniska? Nam sie niestety zdarzalo, wprawdzie nie na tym wyjezdzie ale np. rok temu juz tak :(

(w odróżnieniu od Was podróżowaliśmy w 2 lub 3 auta/rodziny)


Zazdroszcze! Tez bym wolała! I zapewne kabak tez by sie cieszyl obecnoscia innych dzieci na wycieczce. Ale nie mam takich znajomych (dzieciatych), ktorych byłabym pewna na takim dłuższym wyjezdzie, ze by sie im podobalo. A jechac, zeby sie pokłócic czy były jakies kwasy to mam odwagi probowac... Na weekend jedynie pare razy z kims pojechalismy.

i co ciekawe - mimo że upłynęło pół wieku - wydaje mi się że WSZYSTKO pamiętam.


Ciekawe czy kabak bedzie to pamietal i miło wspominał tak jak ty...

Może dzięki temu uniknąłem "buntu na pokładzie" i takiego zachowania Moich Pań (żony i dwóch córek ;) )


No wlasnie powiedz mi o co chodzi z tymi babami? Te z naszych domkow byly wybitnie rozhisteryzowane, ale znam wiele przypadkow spomiedzy znajomych gdzie wlasnie to kobity nie chcą na biwak czy do lasu, a ojciec z synem, nawet małym, to juz bez problemu (o ile zona pozwoli). Acz np. twoja mama nie miala z tym problemu? Albo te jej kolezanki z pozostalych aut?

Posty: 1399
Rejestracja: piątek 30 paź 2020, 09:37

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Postautor: smar » niedziela 05 gru 2021, 21:16

buba pisze:Oj jak ja bym się wybrała w taki objazd Polski w tamte lata! Zapewne duzo łatwiej bylo znalezc np. dogodne miejsce na nocleg pod namiotem, a i pewnie mniej bylo typów, ktorym to z jakis powodów przeszkadza. Mieliscie kiedys jakies nieprzyjemnosci w stylu, ze ktos was probowal wyrzucac z terenu biwaku, ze "teren prywatny" albo ze autem wjechac nie wolno? albo robil problem o palenie ogniska?

Nie przypominam sobie żadnych scysji. Tylko raz, na parkingu u podnóża Połoniny Wetlińskiej, młody byczek zaatakował Syrenkę wujka - do końca miała wgniecenia w lewych drzwiach :mrgreen:
buba pisze:Ciekawe czy kabak bedzie to pamietal i miło wspominał tak jak ty...

Co prawda ja miałem wtedy 8 lat ale... jedne z moich najwcześniejszych wspomnień dotyczą wakacji właśnie - gdy miałem dwa lata w Broniszewie (jak przez mgłę) i w Jarnołtówku - gdy miałem trzy - tu znowu pamiętam WSZYSTKO! (a przynajmniej tak mi się wydaje ;) ) Jeżeli Kabakowi się podoba - a wszystko wskazuje na to że tak - to będzie pamiętał!
buba pisze:No wlasnie powiedz mi o co chodzi z tymi babami? Te z naszych domkow byly wybitnie rozhisteryzowane, ale znam wiele przypadkow spomiedzy znajomych gdzie wlasnie to kobity nie chcą na biwak czy do lasu, a ojciec z synem, nawet małym, to juz bez problemu (o ile zona pozwoli). Acz np. twoja mama nie miala z tym problemu? Albo te jej kolezanki z pozostalych aut?

Zupełnie inne czasy - wtedy nawet regularne "wczasy pracownicze" to często były domki kempingowe z oddalonym węzłem sanitarnym jak na polu namiotowym. Wydaje mi się że kobiety pokolenie mojej mamy nie miały z tym żadnych problemów :) A obecnie... no cóż, ja bez problemu zanocowałbym na dziko pod namiotem, przy ognisku; nawet byłoby to dla mnie swego rodzaju przyjemnością :) A inne dziewczyny - może widzą w internecie jak spędzają wakacje celebrytki i chciałyby tak samo? Ty jesteś wyjątkiem z innej epoki :mrgreen: Oczywiście w mojej ocenie wybitnie pozytywnym!

Posty: 2956
Rejestracja: czwartek 19 lut 2015, 23:08

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Postautor: buba » niedziela 05 gru 2021, 22:41

gdy miałem trzy - tu znowu pamiętam WSZYSTKO! (a przynajmniej tak mi się wydaje ;) )


Ja tez mam takie wrazenie, ze pamietam prawie wszystko z wakacji jak mialam 3 lata!


Ty jesteś wyjątkiem z innej epoki


Mnie zdecydowanie jakies dziwne moce wrzucily nie w tą epoke co trzeba... Mam wrazenie ze ja powinnam byc pokoleniem moich rodzicow, urodzic sie w latach 50 tych i zyc w tamtych realiach. Nie twierdze ze tamten swiat byl lepszy, dla wielu moze byl i gorszy, ale mam wrazenie ze był bardziej "mój", ze go lepiej rozumiem i bylby bardziej naturalnym dla mnie srodowiskiem. I wlasnie czesto bardziej potrafie sie dogadac z ludzmi, ktorzy sa ode mnie o 20 czy 30 lat starsi niz z rowiesnikami, bo mowimy bardziej zblizonymi językami...

A drugie, ze ja zawsze chciałam byc facetem ;) I od dziecka nie lubilam typowo babskich zachowań czy ulubien, typu tam różowe sukienki, zabawa lalkami, malowanie się, wysokie obcasy czy chodzenie do fryzjera. Stad tez moze moje nietypowe dla bab podejscie rowniez do form wypoczynku...


phpbb 3.1 styles demo

Wróć do „Pamiętnik Włóczykija”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości