Konrad Krzyżanowski, "Portret żony z kotem", rok 1912.
Zdjęcia wykonałam w grudniu 2022 roku, w Muzeum Śląska Opolskiego.
Oceniając obraz można ulec przekonaniu, że ten unieśmiertelniony zwierzak miał na imię Behemot.
P.S. Też chciałam mieć kiedyś takiego czarnego kota, Behemota. Niestety, moja Mama przywiozła mi ze wsi to chude, ryże, uczulone na wszystko coś, co od początku srało na zielono i rzygało gdzie popadnie.
Nazwałam go imieniem Frajer.
Czas pokazał, że mocno nie doceniłam tej pozaziemskiej istoty. Nadal sra na zielono i rzyga do dziś, wymaga polędwiczek, cielęciny, piersi z indyka duszonych w kąpieli wodnej, bo po innych specjałach mam zarzygane pół domu.
Kto by pomyślał, że ten wypłosz dożyje ponad 16 lat, wciąż skacząc na lodówkę (dwa metry). I w dodatku w środku nocy potrafi odpalić kuchenkę. Ile ja już razy wstawałam, by zapobiec pożarowi...
Może ten gnój powinien się nazywać nie Behemot, ale Azazello?