Dokładna data katastrofy nie została ustalona, jednak przyjmuje się, że musiało do niej dojść między marcem, a majem 1945 roku.
Losy załogi samolotu nie są znane i z czasem może się okazać, że wygląda to tak, jak w Bieruniu.
Jeszcze kilka lat temu byłyby kłopot, żeby coś ciekawego napisać o tym szczycie Lasu Prudnickiego. Dziś główną, choć na razie niemal niewidoczną atrakcją wzniesienia jest miejsce katastrofy wojskowego samolotu.
Wróblik (396 m n.p.m.) nie miał szczęścia do krajoznawców. Zawsze było to wzgórze na uboczu szlaków, a wizyty turystów były tu wyjątkowo rzadkie. Niedługo to się zmieni.
Na mapie z końca XIX w. góra nazywała się Sperlings Lehne, czyli "wróbla pochyłość", "wróbli stok". Polska nazwa Wróblik jest zgrabnym nawiązaniem do dawnego określenia i chwała jej twórcom za zachowanie historycznego charakteru nazwy. Niestety nie mam pojęcia dlaczego twórca nazwy nawiązał do wróbli.
Wzgórze, jedno z najwyższych we wschodniej części Gór Opawskich, jest częścią południowo-wschodniego grzbietu Długoty (457). Jej zalesiony szczyt znajduje się zalewie kilka metrów od polsko-czeskiej linii granicznej po stronie RP.
Tak w kwietniu 2002 r. "Tygodnik Prudnicki" informował o niezwykłym znalezisku na stokach Wróblika:
'"Nie spodziewaliśmy się takiego widoku. Na polanie znajdowały się dwie niewielkie kopy poskręcanych, aluminiowych blach. Pod drzewami leżały jeszcze większe fragmenty trudnych do zidentyfikowania aluminiowych, żelaznych części. W kilku miejscach były zwęglone i stopione grudy tworzyw sztucznych i metali. Wykrywacz nie pozostawiał wątpliwości, pod nieodkrytą jeszcze warstwą ściółki, kilka centymetrów pod powierzchnią ziemi było jeszcze wiele fragmentów konstrukcji. Oto znaleźliśmy się w miejscu lotniczej katastrofy sprzed ponad pół wieku, kilka kilometrów na południe od Prudnika."
Były to fragmenty samolotu produkcji amerykańskiej, o czym świadczyły znalezione na miejscu części z amerykańskimi oznaczeniami. Pierwsze skojarzenie związane było z nalotami amerykańskich bombowców na niemieckie fabryki w rejonie dzisiejszego Kędzierzyna-Koźla w 1944 r. Na łamach gazety rozpoczęła się żarliwa polemika znawców tematu, którzy na podstawie wyrywkowych informacji źródłowych oraz zachowanych części samolotu i amunicji próbowali zgadnąć o jaki typ maszyny dokładnie chodzi. Wątpliwości budziło to, że dość skrupulatni Niemcy nie wspominali o zestrzelonym samolocie amerykańskim w okolicy Prudnika, który spadłby w lesie nieopodal miasta. Dla niemieckiej propagandy były to wydarzenia ważne i odnotowywane. Tymczasem nie było o nim żadnej wzmianki.
Po trzech latach poszukiwań Franciszek Dendewicz - historyk z Szybowic dowiódł, że był to samolot produkcji amerykańskiej Douglas A-20 Boston, który służył w Armii Radzieckiej i w nieznanych okolicznościach rozbił się w Górach Opawskich. Najprawdopodobniej stało się to między marcem a majem 1945 r. Niestety nie udało się dowiedzieć, czy załoga samolotu przeżyła katastrofę.
Andrzej Dereń
Tygodnik Prudnicki
Miejsce katastrofy obecnie jest oznakowane trwałym, kamiennym słupem oraz pobudzającą wyobraźnię tabliczką informacyjną.
Znajduje się ono przy nieoznakowanym, ale czytelnym nawet latem leśnym dukcie, łączącymi parking z wiata biwakową, ulokowaną przy drodze Dębowiec - Trzebina, z biegnącym po granicy żółtym szlakiem turystycznym.
Trafiłam doń dzięki mapie Gór Opawskich, na których obiekt ten zaznaczono.
Dobrze by było, gdyby w to miejsce trafili pasjonaci i archeolodzy, bo może okazać się, że jest to wojenna mogiła.
Lokalizacja
Zdjęcia wykonałam w lipcu 2022 roku.
