Jej początki sięgają najpewniej XVI wieku, chociaż okres jej największego rozwoju przypadł na połowę wieku XVIII. Eksploatowana żyła miała grubość ok. 50 cm, bieg zachodnio - wschodni i nachylenie około 75 stopni.
W późniejszych okresach próbowano wyznawiać prace górnicze w tym rejonie, jednak zarzucono je po roku 1904 z powodu nieopłacalności płac i wyczerpania lokalnego złoża.
Kopalnia ma trzy poziomy, z których tylko dwa dolne są zalane. Sztolnia ma długość ok. 50 m w kierunku SEE (maks. wys. 2 m, szerokość 1,5 m). W odległości ok. 5 m od wylotu sztolni zaczyna się w kierunku wschodnim skośnie chodnik o długości 45 m, o wysokości i szerokości wynoszącej ok. 0,5 m, który na końcu łączy się ze sztolnią wąską przecznicą o długości 20 m. Na skrzyżowaniu chodnika z przecznicą jest szybik o wymiarach 2,3 x 4 m i głębokości 6 m. Od podszybia szybiku odchodzą dwa chodniki długości równej chodnikowi wschodniemu na wyższym poziomie. Na poziomie - 6 m istnieje następny szybik o głębokości 5 m, od którego odchodzą chodniki o długości 6 m każdy. Kopalnia ma tylko jedno połączenie z powierzchnią, przewietrzana była przez dyfuzję. Skałę urabiano ręcznie, wyrobiska nie były zabezpieczone obudową za względu na mocne skały gnejsowe.
Najwyższy poziom był (i jest) odwadniany grawitacyjnie, a niższe przez pompowanie wody rurociągiem.
Żródło: E. Piątek, Z. Piątek "Górnictwo rud metali w Górach Sowich" Studio Artystyczno - Reklamowe "TAK" Wrocław 2000
polska-org.pl
Dziś kopalnia prezentuje się dla odważnych eksploratorów nad wyraz ciekawie.
Jest dostępna, można się do niej dostać wprost z asfaltowej ulicy, przechodząc pod łukiem ceglanego przepustu kolejowego. w poblizu znajduje sie parking dla samochodów, a nawet stolik z ławami.
Dnem najwyższego poziomu wyrobiska płynie wartki potok, więc wymagane jest specjalne obuwie.
Będąc w środku trzeba uważnie stawiać nogi i dobrze sobie przyświecać, by nie wpaść do zalanego szybu.
Zdjęć z wnętrza aktualnie nie posiadam, gdyż tym razem wybrałam się jedynie na rekonesans - to wersja oficjalna.
A tak naprawdę okazało się, że pół roku temu wypakowałam wodery z Archimedesa (o czym zupełnie zapomniałam) no i sobie zostały w piwnicy we Frankensteinie.
Co się jednak odwlecze...