Jest to chyba jedno z najsławniejszych miejsc URBEX w województwie śląskim, zaraz po Kozubniku.
Jeden z członków mojej ekipy od dawna napierał na wycieczkę w te rejony - i w końcu się udało.
Pojechaliśmy klasycznie-pociągiem i autobusem,pobudka o piątej rano.
Atmosfera wokół szpitala jest nieziemska. Położony praktycznie na końcu świata, na wzgórzu prawie całkowicie odludna okolica.
Im bliżej tym większe miałem obawy - wokół nowa siatka, tabliczki "Wstęp wzbroniony" co 10 metrów plus informacje z internetu o czujkach.
To wszystko spowodowało że człowiek mimowolnie rozmawiał szeptem i starał się być jak najmniej na widoku.
I tego mi czasami brakuje, bo np. w Kozubniku chodzi się jak po parku. Oczywiście wejście nie stanowi problemu - w paru miejscach siatka jest rozerwana.
Budynek już na parterze robi ogromne wrażenie a konkretnie jego podpory - masywne betonowe kloce o przynajmniej dwóch metrach średnicy.
I wszystkie 10 kondygnacji opiera się tylko na nich-wydaje mi się to wręcz nieprawdopodobne
Swoje kroki skierowaliśmy ku niższym częściom szpitala, tam gdzie była chyba izba przyjęć, stacja karetek, kaplica i generalnie zaplecze.
Choć wszystkie pomieszczenia są całkowicie wypatroszone to i tak miło się je zwiedza bo brak tam regularności.
W końcu po 20 minutach podjęliśmy decyzję-szukamy wejścia na górę. Trochę się nachodziliśmy ale w końcu się udało-trzeba wejść przez piwnice pod zapleczem.
Zaraz za wybitą dziurą w ścianie wchodzimy w ciemność. Korytarz prowadzi od mniejszych budynków przez całą długość stacji karetek aż do szybu wind.
W jednym pomieszczeniu uchowała się nawet lampa medyczna! Podobno w szybie jednej z wind jest czujka dlatego ominęliśmy je szerokim łukiem.
A potem wchodzimy 12 kondygnacji do góry...
Po drodze mijamy zatrzymane na piętrach windy.
Aż w końcu dotarliśmy na 10 piętro gdzie czekały na nas niesamowite widoki.
Choć wieżowiec jest wypruty DOSŁOWNIE z wszystkiego-każde piętro to tylko podłoga i belki podtrzymujące konstrukcję-to i tak było warto.
Nawet nie dla samych widoków ale dla poczucia tego że stoimy na zboczu góry, na 10 piętrze kilkadziesiąt metrów nad ziemią i podtrzymuje nas tylko kilka stalowych belek....
Ochrona jest na pewno ale podczas naszej wizyty się nie pojawiła- prawdopodobnie przyjeżdżają tylko gdy ktoś uruchomi czujkę na dachu(dlatego nie wchodziliśmy).
Nazwa "Stalownik" pochodzi od dawnego resortu hutnictwa, do którego należał ten obiekt. Był on przeznaczony na leczenie chorób płuc, na jakie zapadali hutnicy.
Szpital powstał w latach 60-tych XX wieku na zboczu Łysej Góry.Oddano go w 1968.
Obiekt składał się z 5 oddziałów o łącznej liczbie 320 łóżek szpitalnych, które były pomieszczone w 3-osobowych pokojach.Była tam kaplica,kino,bardzo duża biblioteka z czytelnią,kawiarnia.
Szpital ten należał do najnowocześniejszych tego typu placówek w Polsce.
W roku 1982 Sanatorium "Stalownik" przemianowano na Specjalistyczny Szpital Miejski.Został zamknięty w 2001 roku a wszystkie oddziały przeniesiono do Szpitala Wojewódzkiego.
Powodów było kilka. Pierwszy z nich to beznadziejny dojazd-na końcu miasta, pod górkę, brak parkingu(zbocze góry).
Nie spełniał on również norm przeciwpożarowych-w świetle obecnego prawa mogłoby podobno działać tylko pięć pięter.
Ostatnim powodem był Szpital Wojewódzki. Jego dyrektor chciał przejąć oddziały Stalownika i przy wsparciu władz miasta po kilku latach udało mu się.
Przez kolejne lata miasto próbowało sprzedać budynek-ale jakoś brak chętnych na wieżowiec na samym końcu miasta .
W 2006 roku został kupiony przez prywatnego inwestora który w 2007 roku rozpoczął jego rozbiórkę.
Nie posiadał jednak na to pozwolenia, nadzór budowlany wstrzymał prace i tak już zostało.