Postautor: Markot Roman » czwartek 31 maja 2018, 13:08
O dziejach dawnych Bilczyc wielu nie ma najmniejszego pojęcia, wieś przez wieki pozostawała na uboczu wydarzeń a „wielka historia” wkraczała tu tylko w postaci wojen, niszczących przemarszów i obecności wojsk. Koło „machiny wojennej”, które w latach 1914-18 przetoczyło się przez Galicję, zawiera w sobie karty z dziejów naszych ojców. Żyli przed nami, zostawiając nam swoje dziedzictwo a teraz my własnym bytem dopisujemy kolejne strony. Gdów i okoliczne wsie nie odznaczyły się co prawda wielkimi czynami, ale noszą w sobie historię żywych ludzi, którzy uczestniczyli w I wojnie światowej. Większości z nich udało się ten koszmar szczęśliwie przeżyć, liczni zostali inwalidami ale też wielu poległo na polach bitewnych całej Europy, poświęciło najcenniejsze, swoje życie za naszą niepodległość. Dlatego jesteśmy z nich dumni i jednocześnie dłużni solennej pamięci, oddanie hołdu chociażby poprzez opisywanie ich wojennych losów, mocno przyćmionych już przez czas. Odtwarzanie przeszłości obarczone jest zawsze pewnym marginesem błędów, dlatego odległe w czasie dzieje, nigdy nie są opowiedziane raz na zawsze do końca. W każdej chwili mogą znaleźć się kolejne źródła, dokumenty i świadkowie, którzy dodadzą do znanej już wiedzy nowe szczegóły, będące dopełnieniem tła.
Ponad wiek minęło od czasu rozpętania Wielkiej Wojny, ale wiele osób przechowuje w swoich zasobach rodzinne pamiątki, dokumenty, zdjęcia i na miarę możliwości pielęgnuje pamięć tamtych lat. Celem uratowania resztek zachowanych wspomnień przed kilku laty, dokonałem rekonesansu po bilczyckich rodzinach. Przeprowadziłem szereg cennych rozmów ze starszymi mieszkańcami, zeskanowałem zachowane dokumenty i zdjęcia. Ale dziś, po wielu dekadach nie możliwym jest szczegółowe odtworzenie miejscowych wydarzeń z czasów I wojny światowej. Przydałyby się jakieś dzienniki, pamiętniki, odręczne zapiski, może i nawet gdzieś takowe leżą, czekają ale kto je odnajdzie i ujawni. W pamięci bilczyckich pokoleń zostały już tylko okruchy, często niewiarygodne, niektóre z nich można skorygować na podstawie istniejących dokumentów, innych nie można już sprawdzić, wiele przepadło bezpowrotnie.
Od początku 1914 roku czuć było w powietrzu zbliżającą się wojnę, wszędzie mówiło się o niej. I w chwili jej wybuchu całe społeczeństwo Galicji opowiedziało się czynnie nie tylko za Austrią, ale i za potrzebą utworzenia własnej siły zbrojnej, zdolnej z pomocą Austrii, wywalczyć niepodległość dla kraju. 30 lipca 1914 r. w galicyjskich dziennikach pojawił się Manifest do ludów a w kilka dni później podano obwieszczenie ogólnej mobilizacji gdzie powoływano pospolite ruszenie monarchii austrowęgier¬skiej. Mobilizację do cesarsko-królewskiej armii obwieszczały zarządzenia władz, rozlepiane na tablicach ogłoszeń, odczytywane na jarmarkach, targowicach i na mszach kościelnych. Głoszono w nich obowiązkowy asenterunek mężczyzn w wieku od 22 do 45 lat oraz o przeglądzie przez wojskową komisję koni, a także o wprowadzeniu na terytorium cesarstwa Austro-Węgierskiego, zaostrzonego porządku publicznego. Oficerowie, którzy przebywali w rezerwie zawiadamiani byli osobiście, natomiast powiadamianie szeregowców spoczywało w gminach głównie na wójtach. Władze wojskowe w Galicji zaskoczyła ilość chętnych i żarliwość, z jaką ludność zgłaszała się do punktów werbunkowych. Zamieszanie powstało ogromne, z braku pieniędzy i broni, nastała chwila improwizacji sił z niczego. Wcześniej licząc się z wojną, w pierwszych dniach lipca powołano część rekrutów na 4 tygodniowe ćwiczenia wojskowe do Krakowa, gdzie wielu zaskoczyła powszechna mobilizacja. Z Bilczyc na przedwojenne manewry poszło kilku mieszkańców wsi, wiadomo, że co najmniej trójka: nauczyciel Józef Wierzbicki, cieśla Jan Wiśniowski z Rud i Andrzej Dulik z Dziołu. Pozostali mężczyźni zachęcani z ambon przez księży uwijali się przy żniwach gdyż spodziewali się poboru do wojska, wg ks. Jana Smółki ogłoszonego dla naszego rejonu 23 sierpnia. Wymarsz na wojnę poruszył wszystkich, pokładali nadzieję w Bogu, tłumnie z rodzinami szli do kościoła, wyspowiadani i błogosławieństwem żegnani przez księży, kierowali się do wojskowych koszar.
…„ Rok 1914 był rokiem urodzaju, któremu żaden poprzedni rok nie dorównał. Wesoło każdy krząta się po roli aby zebrać te plony - tak obfite. Dzień 2 sierpnia był wyjątkowo pogodny, zbieraliśmy pszenicę, której kłosy wzbudzały niezwykły podziw, kłosy złocistej pszenicy sięgały niemal do ziemi..Serce krajało się z wdzięczności Bogu za dar, który zsyła rolnikowi za jego trud jesienny posianego ziarna. …Nadchodzi posłaniec z gminy - mówi obligacja i aby każdy mężczyzna należący do wojska w przeciągu 24 godzin stawił się do swego pułku. Rozeszła się ta wieść po całej wiosce w jednej godzinie, wojna, wojna krzyczą wszyscy nieznana dotąd przez kilka pokoleń. Wszędzie szum, płacz, lament, ale na zawołanie Cesarza Franciszka Józefa trzeba się stawić i spełnić jego rozkaz…”.
Powszechna mobilizacja objęła prawie wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Bilczyce w 1914 r. liczyły 553 mieszkańców, nie wiadomo dokładnie ilu mężczyzn poszło ze wsi, z około 100 chałup na wojnę. Zmobilizowani lokalnym rozkazem asenterunku, prawdopodobnie utworzyli w sumie grupę kilkudziesięciu szeregowych piechurów, w ilości dochodzącej może do 100 osób, średnio po 1 osobie z zagrody. Wyposażeni w miarę możliwości przez rodziny, niektórzy z paroma koronami w kieszeni piechotą ruszyli na wojenny szlak, w pierwszym etapie do krakowskich koszar. Tu dostawali przydział, rezerwistów z powiatu wielickiego najczęściej wcielano do 16 Pułku Piechoty Obrony Krajowej „Kraków”, (niem. 16. Landwehrinfanterieregiment Krakau), w której zdecydowaną większość stanowili Polacy. Młodzi najczęściej tworzyli liczne oddziały kompani piechoty, starszych około 4o roku życia kierowano do korpusu taborów, do obsługi tzw. forszpanów, dwukonnych wozów z wyposażeniem wojskowym. Żołnierzy rodem z Bilczyc można było spotkać w całej Europie, od południowego frontu na Bałkanach, w Serbii, Włoszech czy Francji, na terenie Galicji, aż po nieludzką ziemię na Syberii. Niektórzy z nich w I połowie 1917 r. mieli szczęście odwiedzić na urlopie swoje rodziny we wsi, zdążyli porobić pamiątkowe zdjęcia u fotografa Franciszka Kalety na Klinie. Kilkanaście z nich zachowało się, również kilka innych ocalało przywiezionych z wojennej tułaczki czy nawet z rosyjskiego zesłania.
-
Załączniki
-
- Oddział austriackiej piechoty, zdjęcie ze zbioru bilczyckiej rodziny Szostaków.jpg (45.53 KiB) Przejrzano 12516 razy