Według dawnych legend wzgórze to miało być siedzibą pradawnych mocy i miejscem pogańskiego kultu.
Góra osnuta jest nimbem tajemnicy, nie prowadzi na nią żaden szlak turystyczny. Pikanterii dodaje niewyjaśniona historia z lat 60. XX wieku.
W czerwcu 1966 roku czterech młodych chłopaków postanowiło odwiedzić słynące z tajemniczości miejsce w swojej okolicy. Śmiałkowie mieszkali w Górach Bardzkich, niedaleko szczytu zwanego Wysokim Kamieniem (przedwojenny der Hoche Stein). Miejsce to słynęło wśród miejscowych - wszyscy mówili o tym, że jest nawiedzone. W tamte okolice nikt nie zapuszczał się sam, szczególnie nocą. Na szczycie góry stał samotny, biały kamień. Kręgiem otaczały go mniejsze kamienie, tworząc coś na kształt ołtarza. Las wokół Wysokiego Kamienia był mroczny, przerażający i tajemniczy. Każdy, kto tam zabłądził, czuł niesamowitą atmosferę tego miejsca. Las odpychał i straszył. Właśnie to miejsce wybrali chłopcy na swój seans.
Przygotowali się do spotkania z duchami solidnie. Przeczytali mnóstwo literatury spirytystycznej i zapoznali się z wszelkimi wskazówkami dotyczącymi wywoływania duchów. 16 czerwca uznali, że są już gotowi. Wieczorem wybrali się na Wysoki Kamień. Dokładnie o północy zaczęli wywoływać ducha, który nawiedzać miał to właśnie miejsce.
Seans przebiegał spokojnie. Chłopcy wykonywali wszystkie znane sobie czynności i nie działo się zupełnie nic. Wtedy zdecydowali się na zakończenie ceremonii. Nagle wokół nich zapadła martwa cisza. Wiatr przestał wiać, powietrze zrobiło się gęste i duszne. Ognisko, które rozpalili, zgasło, jakby przykryła je wielka ręka. Kiedy zapanowała ciemność, usłyszeli kroki. Tajemnicza istota zaczęła biegać w ciemnościach wokół obozowiska. Biegała coraz szybciej, w szale łamiąc gałęzie i młode drzewka. Chłopcy świecili latarkami, starając się dostrzec intruza. Kiedy okazało się, że nie mogą go zobaczyć, w przerażeniu rzucili się do panicznej ucieczki. Biegli w dół zbocza, w stronę najbliższych zabudowań. Kiedy dobiegli do wsi Laskówka okazało się, że dwóch z nich zniknęło w lesie. Uratowana dwójka była poobijana, poraniona i przerażona. Mieszkańcy wsi od razu wezwali milicję.
Rano rozpoczęto poszukiwania zaginionej dwójki. Przez tydzień przeczesywano las i całą okolicę. Po nieszczęśnikach nie było jednak śladu. W rezultacie uznano ich oficjalnie za zaginionych.
Ocalała dwójka opowiadała, że dręczą ją koszmary. Chłopcy mówili, że co noc śni im się tajemniczy demon o imieniu Aargaroth. Miał on patrzeć, jak umierają. Osiem dni po seansie bez śladu zniknął pierwszy z ocalałych chłopców, a dziesięć dni później także i ten drugi. Nigdy nie dowiedziano się, co stało się z chłopcami w lesie i tymi, którym udało się z gór powrócić. Cała czwórka wyparowała jak kamfora.
onet.pl
Trochę można się wystraszyć, prawda?
Rzeczywistość okazała się jednak znacznie lepsza, zwłaszcza w porównaniu z ze stanem nawierzchni szosy, wiodącej z Laskówki ku Przełęczy Łaszczowa, na której mój Archimedes nieomal nie zostawił wahaczy i marnych resztek swojego zawieszenia, bez litości zjechanego do oporu na dolnośląskich wertepach.
Pod sam szczyt wiedzie wygodna droga, omijająca od południa Dębnik i wiodąca w kierunku Wysokiego Kamienia. Potem ciekawego wędrowca czeka krótkie podejście na szczyt, ale już po chwili można dostrzec z daleka charakterystyczną, samotną skałę pomazgraną współczesnymi napisami.
Bystre oko dostrzeże tu także inskrypcję przedwojenną, napisaną po niemiecku i słabo widoczną (pomogłam sobie spróchniałym drewnem, by uwidocznić litery). Niestety, nie znam języka niemieckiego i nie umiem odczytać tego napisu.
P.S.
Po powrocie do domu okazało się, że wszystkie wykonane w tym mocno podejrzanym miejscu zdjęcia gdzieś zniknęły. Karta pamięci się zresetowała.
Nie ze mną takie numery!
Będąc na tak zwanym "klasycznym słowiańskim wku*wie" po raz pierwszy w życiu zupełnie samodzielnie ściągnęłam program do odzyskiwania zdjęć i o kilku nieudanych próbach ostatecznie wydarłam dorobek popołudniowej wyprawy z paszczy demona. A niech go szlak turystyczny trafi!