Zieleniec (niem. Grunwald)- kościół p.w. Św. Anny „Na Stoku”
Na początek by nie było tak poważnie i sztywno taka mała uwertura do dalszej „jazdy” zagubioną autostradą. Na chwilę cofniemy się jeszcze z Lasówki do Zieleńca i zanim dotrzemy do Niemojowa dużo wody upłynie w Dzikiej Orlicy.
https://www.youtube.com/watch?v=3SpG7C4vHZQ
Chciałoby się tak jechać…. i jechać … i jechać …
Dlaczego na początek „zaległy” podkład muzyczny do lasówkowego posta ?
Ano dlatego, że architektura podobnie jak i muzyka - w swym podstawowym założeniu, bazuje na proporcjach i obie te Sztuki z racji owego powinowactwa posiadają szczególne relacje z …. matematyką. Stąd już krok do pitagorejskich dysonansów, konsonansów , złotych liczb, złotych podziałów i złotych cięć, które prowadzą do dźwięków utrwalonych w architekturze, do muzycznej „tonacji” malarstwa jak choćby u Edwarda Hoppera…. .
Niegdyś ponoć sam wielki Goethe powiedział , iż „architektura jest zamrożoną muzyką” … czy miał rację? Pewnie tak… ale w moim przypadku chodzi tylko o niewielki „oddech” pomiędzy tymi wszystkimi „ochami” i „achami” kiedy widzimy … awesome cottage : ))
Dlatego też naprawiam moje niedopatrzenie i wklejam na początku link do kolejnego odcinka „zieleńcowej” zagubionej autostrady.
https://www.youtube.com/watch?v=aepBpZ3kXek
David Lynch powiedział w wywiadzie, że kiedy usłyszał tę piosenkę (która nie powstała specjalnie na potrzeby filmu), wyobraził sobie wtedy pierwsze ujęcie i to był początek Lost Highway.
A teraz cóż...do kościoła.... bo jutro chyba niedziela : ))
Można uogólnić i powiedzieć, że ogromna różnorodność neostyli, które pojawiły się w architekturze sakralnej i świeckiej w początkach dziewiętnastego stulecia była wyrazem rosnących aspiracji fundatorów, zleceniodawców przekładających się przez pryzmat wiedzy i nieograniczonej wyobraźni projektantów. Jednakże była to też postawa wynikająca z coraz bardziej wyrafinowanych gustów zdawać by się mogło przeciętnych do tej pory odbiorców mających za i przed sobą względną stabilizację po wielu latach niepokojów targających śląskie ziemie. Owa rozbudzona artystyczna świadomość, od dziesięcioleci znajdowała swoje ujście w dużych metropoliach gdzie wznoszono całe dzielnice podporządkowane jednej manierze, w niewielkich miastach w których starano się podkreślić odrębność przeciętnej ulicówki czy owalnicy za pomocą „wykrzyknika” ubranego w modną szatę nowo wznoszonego kościoła, pałacu czy dworu. Te zjawiska docierały też w najbardziej odległe prowincje do niewielkich osad i wsi często dopiero na nowo „odkrywanych” przez kuracjuszy i turystów przecierających nieznane szlaki.
W ten nurt wpisuje się także architektura opisywanego poniżej kościoła w niewielkiej miejscowości, której walory uzdrowiskowe powoli lecz systematycznie odkrywano przez ostatnie trzy stulecia. Dawna osada, której wcześniejsze funkcje ograniczały się do roli sezonowej pasterskiej stanicy zyskiwała na znaczeniu za sprawą nieodległych „Badów” w których okolicach ludzie zmęczeni monotonią wielkich miast poszukiwali romantycznych krajobrazów.
Dzisiejszy kościół pod wezwaniem świętej Anny w Zieleńcu nieopodal Dusznik Zdroju wzniesiono w pierwszym roku XX wieku z inicjatywy księdza Augustyna Grunda będącego proboszczem tej miejscowości do roku 1916. Potrzeba wzniesienia w tym miejscu nowej świątyni była pilną potrzebą ze względu szczupłość miejsca w starej drewnianej kaplicy wzmiankowanej już w 2. połowie XVIII wieku. Pierwotna budowla była skromną salową przestrzenią, jednakże jak piszą we wspomnieniach docierający tutaj kuracjusze leczący się u wód „swoją precyzją połączeń, pięknymi ołtarzami oraz przysadzistą dzwonnicą ponad przęsłem kruchty prowadzącym do wnętrza budziła podziw dla kunsztu tych prostych miejscowych cieśli.” Ten nawrót do „przedwczoraj”, egzaltacja rustykalnością wiejskich budowli, zachwyt nad „starożytnościami romańskich i gockich budowli” był niewątpliwie podstawową przyczyną wybrania takiego a nie innego stylu do nowej realizacji.
Nowy kościół - po rozebraniu poprzedniego - wzniesiono z miejscowego kamienia, jednakże równoważnym materiałem pozostało drewno, które obecne jest nadal tak we wnętrzu za sprawą finezyjnie wykonanego stropu, jak i na zewnątrz w formie równo łupanych gontów wykonanych przez sprowadzonego specjalnie do tego celu Mistrza.
Pragmatyzm ludzi zamieszkujących tę część pogórza podyktował takie a nie inne rozwiązanie w sposób niejako naturalny łącząc się z wiedzą muratorów nabytą już w końcu wieków średnich. Niezwykle przejrzysta struktura elewacji wynika przede wszystkim ze sposobu połączenia klasycznego rzutu, który odnaleźć moglibyśmy w małych nadreńskich miejscowościach z miejscowym budulcem artykułowanym w ścianach przeciętnego kamiennego domu w Kotlinie Kłodzkiej. Owa synteza tych dwóch skrajności dała zadziwiający efekt. Pomimo – zdawać by się mogło - obcej w tym miejscu neoromańskiej stylistyki świątynia doskonale wkomponowała się w otaczający górzysty teren Sudetów, który stanowi doskonały sztafaż dla przepięknie skomponowanej i rozrzeźbionej bryły. Ta harmonia widoczna z każdego miejsca zaświadcza, iż architekt doskonale wyczuł specyfikę tego terenu i pomimo presji, iż wznosi kościół najwyżej położony w Prusach, a obecnie w Polsce, stworzył dzieło skończone. Arkadkowanie absydy, biforia w elewacjach dzwonnicy, klińce łuków okalających otwory okienne i drzwiowe są już tu tylko pewnego rodzaju dopełnieniem perfekcyjnego konceptu.
Podobne wrażenie odnosimy wtedy gdy staniemy przed elewacją lub gdy już przekraczamy progi wczesnośredniowiecznych kościołów z Niemiec, Francji czy Anglii. Skupiamy się wówczas nad „słusznym wiekiem” owych świątyń, zachwyt nasz wzbudza perfekcyjność uniwersalnych najprostszych rozwiązań, ale zaciera się, umyka to coś co jest najważniejsze co było, jest i pozostanie przyczyną konstruowania takich a nie innych form. Zapominamy o tym, że wiedza, kunszt, owa skończoność, oraz perfekcyjność rozwiązań to przede wszystkim wynik największej pokory, która była duchem sprawczym wszystkich działań ludzkich od tysiącleci. Ta niezmienna postawa w ich szacunku do własnej pracy charakteryzowała tak lapicidów kościołów Normandii czy Masywu Centralnego jak i muratorów dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych czy to w Sobieszowie czy w Zieleńcu. Zmieniały się natomiast rozwiązania techniczne, powstawały nowe technologie ale fundament tych wszystkich działań pozostał niezmienny.
------------
Na szczególną uwagę w zielenieckim kościele zasługuje dekoracja architektoniczna oraz wyposażenie wnętrza. Kunsztownie cyzelowany portal w fasadzie kościoła reprezentuję klasyczne zdobnictwo czasu romanizmu, czasu kiedy to przedstawienia rzeźbiarskie były „językiem przekazującym prawdy tak proste i oczywiste, że nie trzeba było żadnych słów”. W tympanonie portalu wypracowana została scena przedstawiająca świętą Annę nauczającą małą Marię.
Pewnego rodzaju oszczędność wyrazu wprowadza wydawać by się mogło swoisty niedosyt, jednakże dopełnieniem owego powszechnego już wizerunku jest zdobnictwo laskowań archiwolty oraz znany od tysiąclecia sposób rozwiązań w konstruowaniu owej „divina porta”.
Semantycznie nie ma żadnej różnicy pomiędzy wejściem do cesarskich katedr w Spirze, Moguncji a odrzwiami kościoła w Zieleńcu ponieważ uniwersalizm tego sposobu dekoracji daleko wykracza po za to co widzialne i namacalne. Wynika to z tego, że nawet najbardziej wypracowana rzeźba, płaskorzeźba czy też innego rodzaju imaginacja artysty to zawsze tylko nieudolna namiastka Tego co nie sposób wyrazić, Tego co ponadczasowe, a przede wszystkim Tego co nie sposób ogarnąć ludzkim umysłem. Stąd ten rozdźwięk pomiędzy wyobraźnią a racjonalnym postrzeganiem ponieważ często nieuważnym obserwatorom umykają zazwyczaj te „słowa zapisane gdzieś pomiędzy wierszami na flikateriach profetów”. Liście laurowe, zaplecione sznury, czy nawet ornament złożony z klasycznego kymationu to wieloznaczne odniesienia do życia świętej Anny, Joachima i wreszcie samej Matki Boskiej. Także pozostałe elementy dekoracji portalu wnoszą wiele komentarzy i odniesień do życia samego Jezusa Chrystusa i Jego Matki Marii co jest widoczne choćby w reliefach lilii na kostkowych głowicach.
Wnętrze kościoła jawi się nam jako przestrzeń konstruowana w oparciu na klasycznych rozwiązaniach stosowanych od dwóch tysiącleci. Jednakże w tej świątyni dodatkową determinantą – jeśli nie podstawową, było specyficzne uwarunkowanie klimatyczne i terenowe charakterystyczne dla tej części Sudetów. Długie zimy w tym rejonie uzasadniały jeszcze w XX wieku konstruowanie ścian – i to zarówno w budowlach świeckich i sakralnych –tak by okna nie przekraczały pewnego, ściśle określonego procentu całej powierzchni murów magistralnych . Ta umiejętność wypracowana za czasów Karolingów, gdzieś na terenie Francji - wówczas jeszcze na zasadzie prób i błędów została naukowo potwierdzona dopiero kilkaset lat później w średniowieczne Anglii.
Nawa kościoła zamknięta została finezyjną konstrukcją stropu, którego wykonanie zaświadcza o maestrii wykonujących go cieśli. Ów majstersztyk sudeckich górali to kolejny dowód na to, iż często to co podpowiada nam intuicja znajduje później uzasadnienie w czysto teoretycznych spekulacjach. Podwieszenie tak dużej płaszczyzny na kilku belkach nośnych wiązanych sosrębem to nie lada umiejętność nawet w dzisiejszych czasach, kiedy to najbardziej wykoncypowane rozwiązania pozbawione są już jakiejkolwiek dekoracji i artyzmu. A przecież dawniej prócz użyteczności i tak podnoszonej obecnie ergonomii w rzeczach i sprawach wydawać by się mogło czysto technicznych doszukiwano się piękna i artyzmu, który wnosił „ducha” do tworzonych przedmiotów a tutaj do tych modrzewiowych bali.
Nie sposób pominąć także ołtarza głównego oraz ambony, które to wykonane zostały w ornamentyce , która zdominowała ten uroczy kościół. Pewnego rodzaju przejściowość stylistyczna zauważalna jest szczególnie w konstrukcji ołtarza, w którym to zastosowano charakterystyczne liściaste głowice w rozwiązaniu mensy oraz ażurowe wykroje m.in. w tronie ponad tabernakulum.
Sama kazalnica, a przede wszystkim jej forma to także osobny temat do rozważań nad kontynuacją najlepszych rozwiązań i wzorców, które poprzez Bliski Wschód i Syrię, trafiły do Italii gdzie m.in. za sprawą słynnej rodziny Pisanów rozprzestrzeniły się po całej Europie. Piaskowiec obrabiany w bloku to materiał wdzięczny, jednakże by wydobyć z niego ową lekkość, by nadać mu „wyraz” potrzebny jest przede wszystkim smak, gust i swego rodzaju zmysł cechujący prawdziwego artystę czyli potocznie to coś co niektórzy nazywają talentem. To coś ta magia w połączeniu między okiem a przecinakiem w ręce czyni z kamieniarza Artystę posiadającego swój styl, swoją manierę odróżniającą go od setek innych obrabiających kamień. Ta maniera – niegdyś przez niektórych badaczy określana w odniesieniu do romanizmu jako „przyciężkawa” – dziś już jedynie zachwyca finezją i lekkością kamieniarskiego dłuta.
Nie sposób wyczerpująco opisać tej świątyni w kilku słowach ponieważ różnorodność odniesień powoduję coraz to nowe skojarzenia z ciągle ewoluującą sztuką. Pewnego rodzaju „sinusoida” cechująca wszelaki artyzm tłumaczy owe powroty „do przedwczoraj”, owe odkrywanie „na nowo” czegoś co wydawać by się mogło dawno już przebrzmiało, te odniesienia do Rzymu, Grecji, Bizancjum, romanizmu i gotyku. Jest to także doskonała lekcja, dyskurs prowadzony na żywym organizmie kościoła, którego sens przecież nie sprowadza się do jakiejkolwiek konstrukcji architektonicznej i nie opiera się na jakimkolwiek wytworze ludzkich rąk. Najpiękniejsza świątynia, najbardziej doskonały obraz czy rzeźba pozostaje zawsze jedynie tym kunsztownym dodatkiem....
...nie pisałem więcej o Zieleńcu ponieważ spieszy mi się bardzo bo.... jedziemy dalej "zagubioną autostradą" wzdłuż Dzikiej Orlicy do...Gościńca, Niemojowa i ...Vrchních Orlic (niem. Hohen Erlitz) – miejsca w Górach Orlickich, które swoją magią deklasuje wiele szkockich uroczysk i zamków pełnych zagubionych zjaw.
----------