Ruch zapoczątkowany przez Jana Husa miał początkowo podłoże wyłącznie religijne i zwracał uwagę na potrzeby reformy kościoła rzymskiego. Podstępne uwięzienie i spalenie na stosie Husa w roku 1415 przyniósł efekt całkowicie odwrotny do zamierzeń pomysłodawców tego haniebnego czynu. Czechy zapłonęły gniewem a husytyzm przybrał również formę ruchu politycznego skierowanego przeciwko samemu klerowi oraz możnowładcom, w większości już zniemczonym.
Wydawałoby się że ludowy bunt zakończy się wnet pod ciosami mieczy zakutego w stal rycerstwa króla Zygmunta Luksemburskiego. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Rebelia ogarniała coraz większe obszary Czech i Moraw a cztery kolejne krucjaty organizowane przez króla i papiestwo ponosiły druzgocące klęski.
Klęski zadane uzbrojonym po zęby i zaprawionym w wojennym rzemiośle armiom rycerskim przez w większości prostych chłopów.
Tajemnicą husyckich zwycięstw byli świetni dowódcy oraz dokonana z potrzeby chwili rewolucja w sztuce wojennej. A mianowicie słynny husycki wóz bojowy i taktyka wagenburga, czyli tworzenia z owych wozów połączonych łańcuchami swoistych ruchomych twierdz wobec których ciężka jazda rycerska była bezsilna. Najeżone wszelką bronią miotającą, w tym zastosowaną na szeroką skalę po raz pierwszy bronią palną, ręczną i artyleryjską stanowiły zaporę trudną do pokonania.
Po latach walk obronnych toczonych na terenach Czech przyszedł wreszcie czas odpłacić wrogom. Rozpoczęły się rejzy czyli ekspedycje karne na tereny przeciwników.
W grudniu 1428 na ziemię kłodzką wkroczyły spore, bo około pięciotysięczne, siły husyckie pod dowództwem Jana Kralovca. Wobec niemożności zdobycia Kłodzka rozbiły się obozem pomiędzy Starym Wielisławiem a Szalejowem Dolnym, u zbiegu rzek Bystrzycy Kłodzkiej i Wielisławki, nieopodal wielisławskiego młyna.
Stacjonarny charakter husyckiej wyprawy postanowił wykorzystać książę Jan Ziębicki. Udało mu się zmobilizować 500 rycerzy, 1000 konnych oraz 2500 najemników, czyli prawdopodobnie piechoty z księstw ziębickiego, wrocławskiego, nysko-otmuchowskiego i świdnickiego. Na czele tych sił wyruszył w kierunku Kłodzka. Być może Brama Paczkowska w Ziębicach była świadkiem wymarszu księcia Jana i jego rycerzy.
Wobec mroźnej i śnieżnej aury tempo marszu było powolne przez grzęznące w śniegu tabory. W tej sytuacji książę zdecydował się odłączyć z rycerstwem i większością pozostałych konnych od głównej kolumny z piechotą i taborami w okolicach wsi Przyłęk i pogalopować w kierunku Kłodzka.
Pod Dębowiną do sił książęcych dołączyło 600 rycerzy i konnych z Hrabstwa Kłodzkiego.