Jest sobie w Chorzowie taka stara dzielnica, zwana Klimzowcem. Znajduje się tam uliczka, nosząca nazwę "Młyńska". Jak się okazuje - nie bez kozery...
Podczas mojej ostatniej wizyty w chorzowskim Skansenie nabyłam bardzo ciekawą książkę, która już wcześniej wpadła mi w oko. "Bożogrobcy i pudlyrze. Podania i legendy chorzowskie", autorstwa pana Antoniego Halora, przerobieni zostali przeze mnie kilkukrotnie od dechy do dechy w ciągu trzech dni. Autora tej publikacji poznałam już zresztą wcześniej, kupując w antykwariacie podobne opracowanie, dotyczące Siemianowic Śląskich (tak mnie "wzięło", że w efekcie na naszym Forum pojawił się w pewnym momencie wysyp postów związanych z tą właśnie miejscowością ).
Tym razem "wciągnęło" mnie na amen w historię Chorzowa.
Do rzeczy!
Pan Halor, zbierając miejscowe legendy, opisał wśród nich także historię dotyczącą starego, drewnianego młyna wodnego, działającego na niewielkim potoku, będącym lewobrzeżnym dopływem Rawy (nazwanym potem żartobliwie Kanałem Sueskim). Młyn ten, istniejący w tym miejscu przynajmniej od XVII wieku i należący do rodziny Chroboków, miał spłonąć w roku 1812 (być może zdarzenie to mogło mieć związek z zawieruchą związaną z odwrotem Wielkiej Armii Napoleona - kto wie?).
W czasie tego tragicznego w skutkach pożaru zginąć miał stary młynarz, Józef Chrobok.
Jego syn, Stanisław, nie załamywał jednak rąk i odbudował zakład (prawdopodobnie już wówczas jako murowany), a w roku 1817 odsprzedał go swojemu zięciowi, Janowi Klimzie, który pomnożył młyński majątek i stał się właścicielem obszaru pól, które od jego nazwiska przybrały istniejącą do dziś nazwę Klimzowca. Kiedy stary Klimza zmarł w roku 1853 roku, jego dobra, według legendy (swoją drogą nieco przypominającej biblijną przypowieść o synu marnotrawnym) miały zostać podzielone pomiędzy dwóch jego synów. Starszy otrzymał młyn, a młodszy pieniądze i pozostały cenny dobytek. O ile starszy bardzo dobrze radził sobie z gospodarką w młynarskim zakładzie, o tyle młodszy wkrótce przepił i przegrał w karty wszystko, co posiadał.
Ostatecznie, będąc całkowicie spłukanym, zażądał od starszego brata opieki i wsparcia finansowego. Gdy ten odmówił, młody człowiek miał podobno dopuścić się zbrodni bratobójstwa - w każdym razie niebawem znaleziono ciało młynarza Klimzy pływające w Rawie. Domniemany zbrodniarz jakimś sposobem uniknął odpowiedzialności karnej, ostatecznie dopiął swego i przejął zakład młynarski po nieżyjącym bracie. Hulaszczego trybu swojego życia jednak nie zmienił i w końcu ściągnął na siebie karę boską - podczas jednej z libacji zaprószył ogień i wywołał pożar, w którym sam zginął i który strawił wnętrze i dach młyna.
Wypalona skorupa dawnego zakładu młynarskiego, której nikt już nie odbudował, odkupiona w 1855 roku przez zarząd górniczy kopalni "Król" wraz z przyległymi gruntami, miała stać samotnie nad kanałem i straszyć przez dziesięciolecia.
I tu pojawiają się dwie wersje - pierwsza zakłada, że pozostałości młyna Klimzy rozebrano. Druga - że przebudowano je na dom mieszkalny. Osobiście delikatnie przychylam się do tej drugiej wersji.
W każdym razie miejsce to miało posiadać już na zawsze niesamowitą aurę i być nawiedzone.
Nie jestem pewna, czy sfotografowany przeze mnie stary dom, znajdujący się u zbiegu ulic Młyńskiej i Krzywej, ma w swojej konstrukcji fragmenty murów dawnego młyna, ale analiza archiwalnych map wskazuje, że budynek ten istniał w tej lokalizacji przynajmniej od końca XIX wieku. Pewnym jest ponadto, że młyn Klimzy znajdował się właśnie w tym miejscu, obok zachowanej do dziś grobli nieistniejącego już Kanału Sueskiego, który wysechł, gdy woda potoku uciekła w otchłanie chorzowskich kopalni.
A cała ta historia jest bardzo ciekawa i warta przyjrzenia się z bliska. Fajny ten Klimzowiec!
Zdjęcia wykonałam w marcu 2017 roku.
Źródła informacji:
Antoni Halor, "Bożogrobcy i pudlyrze. Podania i legendy chorzowskie"
Blog "Tropy" - swoją drogą warto zajrzeć na tę stronkę internetową.
Lokalizacja
P.S. Jeśli ktoś z czytających będzie dysponował dodatkowymi informacjami na temat tego młyna lub wychwyci, że coś pokiełbasiłam i namieszałam, bardzo proszę o dopisanie komentarza w kolejnych postach. Być może wspólnymi siłami uda się nam rozwikłać zagadkę tego miejsca, które niegdyś uchodziło za nawiedzone, "diabelskie" i stanowiło siedlisko utopców, a dziś przedstawia sobą całkiem miły skwerek z placem zabaw dla dzieci.