Dzisiejszy wyjazd skierowany był w okolice zawiślańskie bo pod Połaniec.
W drodze do Ruszczy, gdzie w planach mieliśmy zwiedzić opuszczony dwóch szlachecki z przełomu XVIII i XIX wieku , zahaczyliśmy jeszcze o niedużą wioskę o nazwie Zarębin, w której to w wigilijną noc Bożego Narodzenia w 1976 roku, doszło do zbrodni tak potwornej i tak nietypowej, że zainspirowała zarówno pisarzy jak i filmowców.
W miejscu tej tragedii postawiono krzyż z niewysokim płotkiem.
Po objechaniu wioski metodą " w te i we w te", ponownie wróciliśmy do Połańca, skąd udaliśmy do zaplanowanego wcześniej miejsca.
Nasze pojawienie się w centrum Ruszczy z częściowo rozłożonymi statywami wzbudziło nie lada zdziwienie wśród mieszkańców podążających na poranną msze świętą.
Bez żadnych przygód dotarliśmy do parku i przez resztki czegoś co kiedyś stanowiło bramę weszliśmy na teren opuszczonego i zaniedbanego parku.
Już z jego obrzeża, dało się zauważyć odrapany, zniszczony cel naszej dzisiejszej wyprawy.
Niestety, im bliżej podchodziliśmy do dworku, tym nasza nadzieja wejścia w jego wnętrza z kroku na krok coraz bardziej topniała.
Okna na głucho zabite deskami, a drzwi wejściowe zamknięte solidnymi kłódkami. Iskierka nadziei pozostała jeszcze w wąskiej szczelinie na tyłach budynku za którą znajdowały się tajemnicze schody niknące w czeluściach mrocznej piwnicy. Z racji tego, że towarzysząca mi koleżanka posiada dużo niższy stopień upasienia, w pionierski sposób poczyniła kroki do rozpalenia przygaszającego już promyczka.
Niestety- schody prowadziły do ślepego pomieszczenia- iskierka nadziei zgasła.
W niedalekiej odległości od niedostępnego dla nieproszonych gości dworku, natknęliśmy się na sporych rozmiarów kamień, na którym wyryta została pewna inskrypcja. Sens słów wyrytych na kamieniu dotarł do naszej świadomości w tym samym czasie, bo jak na zawołanie- równocześnie, nasz wzrok spoczął na zabytkowym dębie.