Małe miasteczko i w nim jeden duży zakład pracy wyznaczający rytm życia wszystkich mieszkańców. Praca, domy mieszkalne, szkoła, dom kultury. Wszystko w jednym miejscu. Gdzieś na tyłach papierni znajduje się szkoła zawodowa. W zakładzie po prywatyzacji staje się wraz z domem kultury niepotrzebnym dla kapitalistów tworem. Po upadku fabryki klasy zostają zamknięte, a korytarze stają się magazynem planów wszelakich. Wiele lat później jacyś przypadkowi eksploratorzy - a może złodzieje - otwierają podwoje niepozornego budynku zastając krainę pokrytą mchem i paprociami. I pośrodku tego zniszczenia i rozkładu pojawiają się one, całe na czerwono - T R U S K A W K I
Budynek składa się z kilku sal lekcyjnych z typowym wyposażeniem. Tablice na tle omszałych murów, ławki obsypane opadłym tynkiem i lekko podgniłe krzesła wypełniają pomieszczenia. Krzaki z podwórka napierają siłą na szyby korytarza docierając niemal do połowy wysokości. W niektórych pomieszczeniach stoją jeszcze dawne tablice edukacyjne, gdzieniegdzie plany, dokumenty, pomoce naukowe. Pośrodku całego tego zniszczenia stoją sobie pięknie czerwone truskawki wielkości pół człowieka. Element wyposażenia? Rekwizyt sesji zdjęciowej? Coś z magazynów fabryki?
W budynku byliśmy świadkami dziwnego zdarzenia. We wnętrzu spotkaliśmy, tak nam się wydawało, pracownika firmy na której terenie znajdowała się szkoła. Przeglądał on i wyciągał plany techniczne z szuflad. Po rozmowie każdy rozszedł się w swoją stronę. Później jednak zobaczyliśmy jak po kryjomu przekazuje je komuś w sali gimnastycznej, tak jak się przekazuje sami wiecie co. Diler planów czy ki diabeł?
Historia budynku nie jest znana.