Na znikający potok w Ludwikowicach Kłodzkich (Ludwigsdorf) zwrócił mi uwagę mój szef, zapalony turysta i krajoznawca.
Zawołał mnie do odpalonej na komputerze mapy.
- Jak będziecie już tak tam łazić po tych waszych podziemiach, to zajrzyjcie też tu.
Patrz: jest potok - nie ma potoka. Znowu jest potok i znowu nie ma potoka!
Spojrzałam. Rzeczywiście wyglądało to ciekawie. Może szef ma rację?
Po bardzo udanych peregrynacjach, prowadzonych dnem zabudowanego cieku wodnego pod Nową Rudą, postanowiłam zaprosić moich gości na jeszcze jedną przechadzkę, chociaż tak naprawdę nie za bardzo wiedziałam, co zastanę na miejscu. W pełnym rynsztunku, jeszcze ociekającym tu i ówdzie noworudzkim szlamem, władowaliśmy się do mojego starego Opla. Oczywiście szyby zaparowały mu momentalnie, ale wymieniony po 22 latach filtr kabinowy i wentylator dały sobie jakoś radę.
Po krótkiej przejażdżce zaparkowaliśmy Archimedesa pod zjawiskowym wiaduktem kolejowym i ruszyliśmy na poszukiwania bezimiennego potoku, energicznie spadającego z Gór Sowich, na przemian pojawiającego się w okolicy na powierzchni w wylotach sztolni i ginącego w antropogenicznych ponorach.
Efekty wyprawy przeszły nasze najśmielsze oczekiwana, chociaż eksploracja nie należała do łatwych. Rwąca woda, liczne progi, podziemne wodospady - jednym słowem samotna wyprawa osoby ubranej jedynie w gumowce zdecydowanie odpada.
Z drugiej strony widok starych cegieł pokrytych kolorowymi naciekami i stalaktytami oraz profil tunelu pochodzącego zapewne z czasów budowy nieodległej kopalni, rekompensował trudy.
Musimy tu wrócić, bo pozostała nam do zbadania dłuższa, wyżej położona część potoku, przebiegająca pod ziemia między ruinami elektrowni, a tzw. Muchołapką.
P.S. Wnioski z wyprawy:
Punkt 1
Szef ma zawsze rację
Punkt 2
Jeśli szef nie ma racji, to patrz "Punkt 1".
Punkt 3
Opel Corsa fajny jest