Wypatrzyłam ten obiekt na starych mapach i mało brakowało, a nie dotarlibyśmy tam nigdy - wystraszyła nas jego spora odległość od zabudowań, w dodatku nie byliśmy pewni stanu prowadzącej doń drogi. Tymczasem na miejscu okazało się, że był to najpiękniejszy zabytek, jaki odwiedziliśmy podczas naszej długiej, majowej wyprawy.
Na położonych nad brzegiem rzeki Osobłogi polach, w pewnym oddaleniu od wsi Pisarzowice, administracyjnie należącej do powiatu krapkowickiego i gminy Strzeleczki, przy polnej drodze, którą dziś przebiega oznakowana trasa rowerowa, znajdują się niezwykle malownicze ruiny bardzo ciekawego kompleksu folwarcznego, pochodzącego z połowy XIX wieku. Na mapach jest on najczęściej oznaczony jako folwark "Amerykan", chociaż okoliczna ludność nazywa to miejsce bardziej po swojemu, z użyciem lokalnej gwary - "Amerikun".
W skład wzniesionego na odludziu kompleksu wchodził ogromny młyn, częściowo napędzany siłą wody płynącej w utworzonej na Osobłodze młynówce, posiadający dodatkowe, alternatywne, parowe źródło zasilania, duży spichlerz oraz budynek mieszkalny wraz z piekarnią mechaniczną.
Wszystkie obiekty wybudowano w bardzo regularnym układzie, w stylu renesansu florenckiego. Niestety, dziś nie jest znane nazwisko architekta, który zaprojektował to wybitne i - mimo upływu lat - nadal urzekające swym pięknem dzieło.
Kiedy przyglądaliśmy się ruinom zabudowań, zachwyceni ich harmonią, uderzył nas wyjątkowy spokój i ciepła, miła atmosfera tego miejsca.
Rzadko zdarzają się rozwaliska nasączone pozytywną energią, zwykle w okaleczonych ścianach drzemią złe historie i wspomnienia dawno przebrzmiałych nieszczęść. "Amerikun" był zupełnie inny. Pozbawione dachów ściany, zamiast chłodu i mroczności, promieniowały dziwnym ciepłem.
Dopiero potem poszerzyliśmy swą wiedzę i doczytaliśmy o niezwykłej historii tego miejsca, dowiadując się o hrabim Edwardzie von Oppersdorffie, zwanym pieszczotliwie "Edim", który po powrocie z Ameryki, zapatrzony w tamtejsze mechaniczne młyny i piekarnie, zapragnął wznieść podobny kompleks na swych gruntach, by za pomocą pary i sprowadzonych zza oceanu urządzeń dać swym ludziom wytchnienie w codziennej, wielogodzinnej i żmudnej pracy w pogoni za "chlebem powszednim".
To, że nie wszystko poszło w tym przedsięwzięciu tak, jak należy, a hurtowo pieczony chleb nie był po prostu tak smaczny i trwały, jak ten wypiekany w domowych piecach chlebowych wcale nie umniejsza zasług pana hrabiego, który miał jak najbardziej dobre intencje wobec okolicznych mieszkańców.
Więcej o historii parowego młyna i mechanicznej piekarni hrabiego Oppersdorffa oraz o dalszych losach folwarku można przeczytać na stronie Głogówek Online.
Ja pozwolę sobie tymczasem ruszyć na małą wyprawę po malowniczych ruinach dawnego folwarku.
Na początek pozwolę sobie zaprezentować budynek mieszkalny, w którym dach nad głową dla siebie i swoich rodzin znalazły osoby nadzorujące i zarządzające obiektami. Dach ten był niegdyś czterospadowy - niestety, stropy i więźba nie przetrwały do naszych czasów.
Lokalizacja