Ośrodek jest pewnego rodzaju ewenementem dla mnie na każdym możliwym polu.
Duch PRL-u zachował się w tym miejscu niezmieniony od kilkudziesięciu lat. Zwiedzałem wiele ośrodków, zakładów. Niemal każdy z nich miał jakąś schedę po PRL-u. W jednych klimat poprzedniej epoki zachował się lepiej, gdzie indziej w pokraczny sposób mieszał ze współczesnością, były też takie gdzie związków z przeszłością trzeba było szukać z lupą przy nosie. Jedynie kilka obiektów w mojej karierze wyglądała jak żywcem z lat 70-tych - i Elester był jednym z nich. Tabliczki BHP, oryginalna mapa obiektu, domki ponazywane imionami dzieci, kuchnia pociągnięta laminatem i wyposażenie - każdy element z innej bajki, innego koloru. Obiekt nie był w żaden sposób specjalnie zabezpieczony, ani pilnowany. Nikt z nas się nie skradał ani nie ukrywał, a pod pierwszy budynek od płotu odprowadził nas przyjazny labrador domagając się głaskania. Mimo że przez ośrodek przewinęła się fala eksploratorów, to nigdzie nie było widać ich bytności, miejscowi też zostawili wszystko w spokoju.
Najciekawszym elementem obiektu jest główny budynek pełniący jednocześnie funkcję świetlicy, kuchni, stołówki, magazynu, pralni, sali gier i zabaw i wszystkiego innego. Jedynie główna sala była nieco zniszczona przez przeciekający dach, który zalał szachownicę na podłodze. Mimo to różnobarwne stołki nadal grały barwą z czerwienią zasłon. W kuchni każdy element był innego koloru i z innej bajki, wszystko wyglądało jak żywcem wyciągnięte z babcinego mieszkania. Nikt nie porwał kabli, sterowania urządzeniami, czy nawet kranów. Wszystko pozostało na swoim miejscu. Takie samo zaskoczenie czekało nas w magazynkach gdzie na półkach leżały równo ułożone, bielutkie prześcieradła.