Jadąc przez czeskie góry morawskie natknęliśmy się na opuszczony hotel. Decyzja mogła być jedna - hamulec w podłogę, zawrotka na środku drogi i jazda w drugą stronę. Oczywiście koniecznie z piskiem opon i jak najgłośniej, tak by cała wieś zwróciła na nas uwagę. To obowiązkowy punkt programu. Szybki skok przez krzaki i już znaleźliśmy się w środku.
Parter nie wyglądał zachęcająco. Fakt, było czysto i schludnie. Ale też pusto. Na dole znajdziemy resztę sklepu spożywczego i nieczynną restaurację. Ładna sala w stylu późny PRL, kominek, parę stołów i szafek. Do tego zaplecze z piekarnikami i lodówkami. Piętro zapowiedziało się trochę lepiej. Można tu było znaleźć parę mebli, do tego nowszych i pianino. Najciekawszym z całości był jednak strych pełny pamiątek po dawnych właścicielach. Poza kolekcją książek znaleźliśmy zabawki, futra, łyżwy, wrotki, tony przeźroczy i parę innych ciekawych artefaktów.
W sieci próżno szukać informacji o przybytku. Ostatnie dane odnośnie pokoi do wynajęcia pochodzą sprzed wielu lat. Na mapach google widać jak przy hotelu stoją samochody, trawa jest skoszona i zadbana - a dosłownie obok buduje się stacja paliw. Gdy spojrzymy na street view zobaczymy niemal już całkowicie zamknięty hotel, z jednym tylko samochodem właściciela na posesji i prężnie działającą stacją. Prawdopodobnie właśnie stacja spowodowała upadek hotelu. Najpierw zawiesił wynajmowanie pokoi, pozostawiając jedynie restaurację i sklep, przeznaczając górę na mieszkania. Potem zamknięty został sklep aż wreszcie restauracja. Co ciekawe w komórce znajduje się parę komunistycznych tablic - ciekawe czy w komunie hotel należał do jakiegoś zakładu pracy czy po prostu właściciel zbierał takie relikty.