Pożółkłe karty książki fascynowały nas straszliwie. W oko wpadło nam wiele miejsc, jednak największe wrażenie zrobiła na nas Góra Klin w Iwanowicach.
Zazdrościliśmy szczerze mieszkańcom tej miejscowości, która wówczas wydawała nam się być położona tak daleko i w tak niedostępnym miejscu, że stała się niemal legendarnym El Dorado.
"Jak im musi być fajnie! Przy takim cmentarzysku mieszkać! Ach, biegalibyśmy tam codziennie!"
Człowiek w młodości to ma czasami jakieś dziwaczne priorytety...
Góra Klin sama przypomniała się nam po latach, gdy już stałam się pełnoprawnym pilotem Archimedesa.
Jechaliśmy sobie spokojnie na kirkut w Słomnikach oraz mieliśmy w planach odszukanie Cichonki, ślicznego cmentarzyka cholerycznego, gdy nagle na tablicy z nazwą miejscowości zamajaczył nam napis "Iwanowice".
Pootwierały się w momencie wszystkie szufladki z zapamiętanymi informacjami, setki razy oglądana mapka stanęła znów przed oczami - i oto cmentarna wyprawa została poszerzona o jeszcze jedną nekropolię, dużo, dużo starszą.
Z osadą i cmentarzyskiem w Iwanowicach to w ogóle straszne zamieszanie jest.
Śmiem twierdzić, że na głównego sprawcę draki można śmiało wytypować przedwojennego archeologa, Leona Kozłowskiego, który jako pierwszy naukowiec w latach 1911-1915 prowadził regularne badania na Górze Klin.
Pan Kozłowski dopuścił się wielu nieścisłości w opisie grobów (co zresztą słusznie zauważył w swojej pracy Zdzisław Durczewski).
Mimo wielokrotnych, powojennych badań archeologicznych w tym rejonie, do tej pory nie udało się jasno określić nie tylko liczby grobów, przynależności etnicznej zmarłych ale nawet... ich chronologii!
Z samego schyłku środkowego podokresu lateńskiego (II w. p.n.e.) pochodzą okazałe zabytki metalowe z Iwanowic. Należą do nich m.in. miecz żelazny, grot włóczni z bogato zdobioną tuleją, pas żelazny, okucia żelazne tarczy, zdobione zapinki żelazne oraz naczynia wykonane przy użyciu koła garncarskiego. Stan zachowania tych zabytków wskazuje, że pochodziły z grobów ciałopalnych. Niefortunny przypadek sprawił, że znalezisko to nie zostało we właściwy sposób udokumentowane mimo, iż zajmowano się nim wielokrotnie. Zastanawia jedynie, że badając materiały ze stanowiska, na którym okazy te miano odkryć, całkowicie pomijano je przy opracowaniu pochodzących z niego materiałów "łużyckich", co wzorem L. Kozłowskiego (1913, s. 25 n.) uczynił Z. Durczewski (1948, s. 15 n.). Badacz ten informuje jedynie (1948, s. 27), że chronologia grobu na La Tene podana przez L. Kozłowskiego (1913, s. 38) niezgodna jest z inwentarzem zabytków określonych jako przynależnych do tego grobu. Podobnie postąpili autorzy opracowując zabytki celtyckie. Nie zastanawiali się oni zupełnie, w jakim ogólniejszym kontekście kulturowym i chronologicznym one występowały. Spowodowało to niewłaściwe określenie cmentarzyska na Górze Klin jako lateńskiego (Przeworska Rosen J., 1964, s. 14). Wzorem J. Rosen-Przeworskiej poszedł Z. Woźniak (1970, s. 320-321). Autorzy ci nie zainteresowali się okolicznością, że określenie numeracji grobów w świetle danych, jakie podał Z. Durczewski mogło (a nawet musiało) być mylne. Najprawdopodobniej tą samą numeracją oznaczono cztery różne groby. Za zdumiewające należy uznać, że grób o wyposażeniu celtyckim podany jako nr 34 nie posiadał żadnej dokumentacji, mimo że dla innych grobów L. Kozłowski ją wykonał. Nie od rzeczy trzeba będzie dodać, że w tym samym tomie "Światowita". w którym L. Kozłowski opublikował część znalezisk z Góry Klin jego redaktor E. Majewski (1913, s. 100) głosił o różnicy między amatorskimi a naukowymi badaniami cmentarzysk. Nasi celtolodzy nie zauważyli, co pisał Z. Durczewski o ww. cmentarzysku. Niestety już dziś nie jesteśmy w stanie zrekonstruować, jak faktycznie rzeczy się miały. Poszukiwania Marii Gądzikiewicz w archiwum Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie pozwoliły jedynie stwierdzić, że w księgach inwentarzowych grób nr 34 zapisano przy zabytkach celtyckich, a przy materiałach "łużyckich" brak numeru grobu. Po wielu latach, które upłynęły od czasu odkrycia, informacji na temat warunków znalezienia udzielił Leon Kozłowski (1892-1944) jeden z najwybitniejszych archeologów polskich okresu międzywojennego (Przeworska Rosen J., 1939, s. 15 oraz 1964, s. 12). Niestety z różnych wiarygodnych źródeł wiadomo, że uczony ten potrafił nieraz rozmaite rzeczy pomieszać, a dobitnym tego przykładem jest dokumentacja z cmentarzysk "łużyckich" na Górze Klin w Iwanowicach (Durczewski Z., 1948, s. 15 n.). Wszystkie więc kategoryczne opinie na temat przynależności ww. zabytków do określonych zespołów mijają się z celem. Bezcelowe są też zdecydowane opinie dotyczące etnicznego pochodzenia pochowanych w nich osobników. Równie trafna może być hipoteza wybitnego archeologa antycznego Kazimierza Majewskiego (1903-1981), członka rzeczywistego PAN, iż wyposażenie to należało do przedstawicieli miejscowej góry społecznej (1947, s. 218), jak doc. dr J. Rosen-Przeworskiej, iż pochowano tu członków elity celtyckiej (np. 1939, passim oraz 1964, passim). Opinię tej ostatniej podziela wielu badaczy. Wspominając o trudnościach z ustaleniem przynależności zabytków do określonych zespołów grobowych (choć przyjmując w dobrej wierze, że L. Kozłowski przekazał J. Rosen-Przeworskiej ich dosyć ścisły opis) nie można pominąć różnych interpretacji tego znaleziska. Wśród nich, niezależnie od wyżej wspomnianych, na uwagę zasługuje następujące stwierdzenie H. Łowmiańskiego (1963, I, s. 131): "Odosobnione groby przy dość bogatym inwentarzu sugerują raczej, że mamy do czynienia z faktem dość pospolitym u Słowian sprowadzenia obcej dynastii i zlecenia jej funkcji naczelnictwa w obrębie plemienia. Byłoby to jedno z najstarszych świadectw krystalizowania się władz plemiennych u Słowian, przy tym w okolicy Krakowa, gdzie i czasy późniejsze pozostawiły niejeden ślad w tym względzie. W ślad za dynastią mogły napłynąć i pewne elementy osadnicze...".
Źródło: http://it-jura.pl/
Ogólnie rzecz ujmując na cmentarzysku mielibyśmy do czynienia nie tylko z grobami pochodzącymi z okresu brązu, ale także ze znacznie bardziej ciekawymi pochówkami celtyckimi.
Wydaje się jednak, że dziś nikt już nie jest w stanie zrekonstruować, jak to wszystko w rzeczywistości miało wyglądać. Góra Klin prawdopodobnie na zawsze pozostanie archeologiczną zagadką.
Ja wiem, że dla wielu ludzi to "tylko puste pole", a prezentowane fotografie nie przedstawiają niczego spektakularnego.
Nijak mają się Iwanowice do egipskich świątyń.
Nam to jednak zupełnie nie przeszkadza.
Świadomość, że to jest właśnie to miejsce wystarcza w zupełności.
Spełniliśmy tamtego dnia młodzieńcze marzenie i cieszyliśmy się jak dawniej, zapominając na chwilę o troskach codziennego życia i radośnie podśpiewując pod nosem:
"Tu na razie jest ściernisko,
ale było CMENTARZYSKO".
Aha. Zapomniałabym.
W Iwanowicach są jeszcze co najmniej dwa stanowiska archeologiczne tego typu: na Babiej Górze oraz na niewielkim wzgórzu nad rzeczką Minożką, zwanym Wysyłek.