W czasie okupacji na terenie Sosnowca, miasta, którego niemal co piąty przedwojenny mieszkaniec był Żydem, istniały trzy getta żydowskie.
Pierwsze z nich, położone w dzielnicy Stary Sosnowiec, obejmowało swoim zasięgiem niewielki kwartał starych domów i kamieniczek, położonych w obrębie ulicy Wiejskiej (obecnie Matki Teresy Kierocińskiej) i Ciasnej oraz przyległych mniejszych uliczek, drugie znajdowało się na Modrzejowie, w obrębie ulicy Henryka, czyli dzisiejszej 27 Stycznia.
Trzecie, największe i najdłużej istniejące, zorganizowano na terenie peryferyjnej dzielnicy zwanej Środulą, położonej na pograniczu z Będzinem. Była to robotnicza osada, położona na opadającym ku dolinie Czarnej Przemszy stoku, o siatce uliczek przecinających się pod katem prostym, gęsto zabudowana parterowymi i piętrowymi domkami, wzniesionymi z lokalnie dostępnego surowca - jasnego, triasowego wapienia.
Decyzję o utworzeniu w tym miejscu getta podjęto w październiku 1942 roku i wtedy też rozpoczęły się masowe przeprowadzki Polaków tu dotychczas mieszkających, z których większość trafiła do centrum miasta. Nakazem Niemców koszty transportu polskiego dobytku miała ponieść gmina żydowska.
W odróżnieniu od dwóch pozostałych gett, Środula przewidziana była początkowo jako skupisko ludzi młodych, zdrowych i zdolnych do pracy, dlatego dla sosnowieckich Żydów była lokalizacją na swój sposób prestiżową, bo zapewniającą przetrwanie. Wkrótce jednak całkowicie zmienił się charakter tego miejsca, a sympatyczna dzielnica stała się przedsionkiem do piekła.
Przesiedlenia trwały od listopada 1942 do 10 marca 1943 roku. W maju 1943 roku istniało już tylko getto na Środuli, dwa pozostałe zostały zlikwidowane, a większość ich dotychczasowych mieszkańców trafiła albo na Środulę, albo do obozu koncentracyjnego Auschwitz - Birkenau.
W efekcie na Środuli, przemianowanej przez Niemców na getto Schrodel, panowały bardzo trudne warunki bytowe. Aż trudno uwierzyć, ale w pewnych okresach w domkach i kamienicach mogło tłoczyć się aż 15.000 ludzi. Zdarzało się, że w jednym pomieszczeniu przebywało nawet po 15 - 20 osób! Wielu Żydów wałęsało się po ulicach, nie mogąc znaleźć dla siebie dachu nad głową.
Getto otoczone zostało drutem kolczastym i nikomu nie wolno było pod groźbą rozstrzelania na miejscu opuszczać jego terenu. Istniejąca do dziś szkoła podstawowa, znajdująca się przy dzisiejszej ulicy Stefana Okrzei, została przekształcona na szpital dla Żydów, jednak nie pozwolono do niego zabrać cennych sprzętów z pierwotnego, przedwojennego szpitala żydowskiego.
Jedynie osoby pracujące w tzw. szopach mogły opuszczać obszar zamknięty pod eskortą milicji żydowskiej. Zdarzały się tragiczne sytuacje, jak ta z maja 1943 roku, kiedy to rodzice, wracając z pracy do domu wieczorem, nie zastali już w gettcie swoich dzieci ani starszych osób z rodziny, gdyż pod ich nieobecność zostały one wywiezione do Oświęcimia.
Ludzie czuli się bardzo zrezygnowani, jednak wola życia nawet w tak skrajnie trudnych chwilach była ogromna. Nic dziwnego, że w kamiennych domkach i kamieniczkach środulskich powstawały skrytki, tunele, ukryte pokoje, tajne piwniczki i wszelkiego typu bunkry.
Dodatkowo bezpośredni kontakt z będzińskim gettem na Kamionkach sprzyjał przemieszczaniu się na teren getta Schrodel członków grup konspiracyjnych organizacji młodzieżowych.
Tymczasem Niemcy nie próżnowali. Stopniowo, tydzień po tygodniu, przeprowadzali kolejne, początkowo niewielkie akcje "wysiedleńcze", których ofiarami padli zwykli ludzie (w sumie ponad 1000 osób), a także przedstawiciele żydowskiej gminy z Mojżeszem Merinem na czele. Zostali oni wywiezieni do Auschwitz w dniu 19 czerwca 1943 roku.
Ale ostateczna akcja likwidacyjna dla getta Schrodel oraz sąsiedniego getta w Będzinie została zaplanowana na noc z dnia 31 lipca na 1 sierpnia 1943 roku. Niemcy, uzbrojeni w karabiny maszynowe, obstawili Środulę.
Żydzi ukryli się w przygotowanych wcześniej bunkrach i skrytkach. Niektórzy, zwłaszcza młodzi ludzie, nie pozostawali jednak bierni wobec przemocy i zaczęli stawiać czynny opór. W rejonie ulicy Północnej i Wapiennej słychać było wymianę ognia. Zaczęto strzelać do wkraczających Niemców.
Wielu ludzi straciło jednak nadzieję, wielu dobrowolnie wychodziło z ukrycia, stawiając się na miejsce zbiórki, niektórzy szukali ratunku uciekając w pola. Pozbawione opieki dzieci biegały wśród domów, stając się łatwym celem dla niemieckich kul z karabinu.
Niemcy przetrząsali dom po domu, wywlekając ukrywających się Żydów.
Jak to wszystko mogło wyglądać, nie sposób sobie dziś wyobrazić. Można spróbować obejrzeć fragment "Listy Schindlera" ale obawiam się, że nawet ten doskonały film nie odda skali okrucieństwa i tragedii, jakie rozegrały się na gęsto krzyżujących się uliczkach Środuli.
W czasie trwającej cały tydzień "akcji likwidacyjnej" zginęło kilkuset Żydów, a ponad 10.000 osób wywieziono do KL Birkenau, do komór gazowych.
Przetrwała tylko nieliczna grupa, nadal ukryta w bunkrach, oraz ludzie, których pozostawiono przy życiu celowo i których zadaniem miało być uprzątnięcie getta. Ci ostatni zostali skoszarowani na terenie kilku środulskich domów, ale okazało się, że liczba "oszczędzonych" szybko wzrosła z 1000 do 1600 osób, bo potajemnie dołączali do nich ludzie z bunkrów, szukający ratunku w tak powstałym "obozie".
Niestety, ich nadzieje były płonne. Tydzień w tydzień, w każdą środę, Gestapo przeprowadzało selekcję, wysyłając do Oświęcimia kolejne transporty. W ceglanym budynku szkoły, w którym do niedawna funkcjonował żydowski szpital, urządzono więzienie dla schwytanych, ukrywających się osób.
Ostateczna likwidacja getta okazała się być zadaniem niełatwym. Zajęła okupantom jeszcze kilka miesięcy.
W połowie grudnia 1943 roku do Oświęcimia wywieziono pociągiem z "obozu" na Środuli grupę około 800 osób. 13 stycznia 1944 roku ostatnia grupa sosnowieckich Żydów, licząca około 600 osób, trafiła do obozu zagłady.
Z ponad 25.000 Żydów, zamieszkujących przed wojną Sosnowiec, pozostała jedynie garstka ludzi.
Obecnie na terenie dawnego getta znajduje się duże osiedle mieszkaniowe, wybudowane na przełomie lat 70. i 80. XX wieku. Stare domy, pamiętające tragiczne dni wojny, zostały w większości wyburzone, a regularną sieć uliczek, noszących patronat malarzy i pisarzy, poprzecinały bloki z wielkiej płyty. Jednym słowem - tętni tu życie i "nikt nie chce pamiętać, nikt nie chce znać smaku łez".
To miejsce ma jednak w tle coś dziwnego. Coś, co sprawiło, że dziś, w Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu, na balkonie jednego z powojennych, środulskich bloków pali się świeczka.
Źródło informacji: Natan Eliasz Szternfinkel, "Zagłada Żydów sosnowieckiego getta"
Zdjęcia starych domów na Środuli, pamiętających czasy Zagłady, pochodzą z roku 2016.