Szybki podpisik, przyśpieszone BHP, rozdanie kasków. Po 3 minutach zostaliśmy zamknięci i cała hala oddana do naszej dyspozycji. Kaski poleciały w kąt, a my w gąszcz.
Warsztaty Kolei Wąskotorowej w Bytomiu od dawna przyciągają ludzi swą niebagatelną atmosferą. Wszystko tam zostało pozostawione dokładnie tak jak w momencie opuszczenia - maszyny, pociągi, pojazdy. Wiele lat stały opuszczone zanim ktoś odkrył ich dziedzictwo. Przez ten czas zdążyły wyrosnąć krzaki, maszyny pokryć się pyłem, a pociągi rdzą. Jak to bywa w Bytomiu niemiecka architektura i pomyślunek łączy się z mdłymi kolorami i topornością PRL-u. Gdzieś odkrywasz polską tabliczkę BHP, potem niemiecką tabliczkę znamionową. Z każdym krokiem coraz bardziej gubisz się w warsztatach. Co pomieszczenie odkrywasz ciekawsze rzeczy, każda z nich wydaje się nad wymiar ciekawa, każdej chciałoby się poświęcić czas i miejsce na karcie pamięci. Zewsząd bije łuna zgniłej zieleni przeplatana złotym jesiennym słońcem ze świetlików.
Jeśli ktoś śledzi inne urbexowe strony niż ta to moja galeria nie będzie zaskoczeniem. Poszedłem w sztampowe kadry z tego miejsca, bez polotu i pomysłu bo ogrom detali i przedmiotów zbytnio mnie poraził bym szukał drugiego dna miejsca. Momentami jedynie przebijała się w mojej głowie jakaś wizja większego pomysłu na kompozycję.
Każda z hal ma pewien motyw przewodni, swoistą kolorystykę. Pierwsza "hala mchu" mieści słynny kolorowy witraż, dwa wagony i szereg zaplecza technologicznego. Ona jako najbliższa stróżówki była najmniej rozkradziona, najmniej zaniedbana. Rośliny nie zdążyły jeszcze za nadto wgryźć się w twardy beton posadzki - jedynie mech anektuje kolejne powierzchnie przedmiotów.