Jugosławia czasów Tito pozostawiła po sobie sporą spuściznę militarną. Niegdyś spore i całkiem nowoczesne jak na ten rejon Europy wojsko zostało podzielone między mniejsze państwa. Chorwacji z racji długiej linii brzegowej przypadło większość portów i morskich baz militarnych - w tym hangarów na łodzie podwodne.
Z racji swojego położenia zadecydowano o wykuciu hangarów w litej skale - dzięki temu okręty były bardzo dokładnie zabezpieczone, a same hangary ciężkie do zauważenia. Obecnie są one rozsiane po całym kraju, ja miałem okazję zwiedzić jeden z mniej uczęszczanych na wyspie Brac. Aby dostać się do hangaru trzeba albo przypłynąć łodzią, albo przejść kilka kilometrów pieszo górami. Turkusowa i czyściutka zatoka, przejrzyście czysta woda, lokalni rybacy patroszący połów w jednym z pomieszczeń dawnej załogi hangaru. W pustej hali odbija się echem chorwackie radio. Woda uderza o betonowe ściany przystani, od czasu do czasu łódka rybaków uderzy z łoskotem w oponę ogradzającą ją od betonu i w końcu wyjście z bunkra prowadzące prosto w lazurową toń. Utopia...