Grabowa - opuszczony wyciąg narciarski
: czwartek 30 lip 2015, 23:18
We wsi Grabowa, położonej w powiecie zawierciańskim, w gminie Łazy, na stoku niewysokiego, łagodnie opadającego wzniesienia, odszukać można pozostałości po najstarszym na tym obszarze wyciągu narciarskim.
Był to niegdyś obiekt iście kultowy: taka trochę nietypowa "wyrwirączka", genialna w swej prostocie.
Zakupując karnet otrzymywało się mocny, szeroki, pleciony pas w kolorze khaki, do którego doczepiony był drewniany kołek z nacięciem.
Po założeniu tego nieziemskiego osprzętu podjeżdżało się na nartach pod przesuwającą się na niezbyt wielkiej wysokości linę i po prostu klinowało ją w nacięciu kołka i tym sposobem windowało się do góry (patrz: schemat obrazku nr 1).
Jeździłam tam wiele lat temu.
Byłam wówczas za mała, by używać pasów. Po prostu spadały ze mnie i podstępnie podcinały mi nogi.
Właściciel wyciągu podpowiedział mi, żebym porzuciwszy pas wzięła po prostu drewniany zaczep w rękę i jeździła na "wyrwirączkę". To było o wiele fajniejsze!
Dopiero uczyłam się wówczas jazdy na nartach, ale z tego, co sobie przypominam, już sprawiałam kłopoty na stoku: jazda "na krechę" bez kijków wnosiła nieco zamieszania, zwłaszcza, że nie umiałam zbyt dobrze hamować.
Acha, warto dodać, że miejsce to od wielu lat posiadało oświetlenie.
Poniższe zdjęcia prezentują resztki świetności obiektu.
Strasznie, strasznie, strasznie mi tego miejsca szkoda!!!
Zdjęcia wykonałam w styczniu 2013 roku.
Był to niegdyś obiekt iście kultowy: taka trochę nietypowa "wyrwirączka", genialna w swej prostocie.
Zakupując karnet otrzymywało się mocny, szeroki, pleciony pas w kolorze khaki, do którego doczepiony był drewniany kołek z nacięciem.
Po założeniu tego nieziemskiego osprzętu podjeżdżało się na nartach pod przesuwającą się na niezbyt wielkiej wysokości linę i po prostu klinowało ją w nacięciu kołka i tym sposobem windowało się do góry (patrz: schemat obrazku nr 1).
Jeździłam tam wiele lat temu.
Byłam wówczas za mała, by używać pasów. Po prostu spadały ze mnie i podstępnie podcinały mi nogi.
Właściciel wyciągu podpowiedział mi, żebym porzuciwszy pas wzięła po prostu drewniany zaczep w rękę i jeździła na "wyrwirączkę". To było o wiele fajniejsze!
Dopiero uczyłam się wówczas jazdy na nartach, ale z tego, co sobie przypominam, już sprawiałam kłopoty na stoku: jazda "na krechę" bez kijków wnosiła nieco zamieszania, zwłaszcza, że nie umiałam zbyt dobrze hamować.
Acha, warto dodać, że miejsce to od wielu lat posiadało oświetlenie.
Poniższe zdjęcia prezentują resztki świetności obiektu.
Strasznie, strasznie, strasznie mi tego miejsca szkoda!!!
Zdjęcia wykonałam w styczniu 2013 roku.