Tegoroczną majówkę głownie spędziłam w pracy, ale 3 maja udało nam się wyrwać na "krótką wycieczkę poza miasto". Sprawdziliśmy, gdzie pojechali inni i ruszyliśmy w przeciwnym kierunku.
W ten sposób trafiliśmy do Łodzi. Był to strzał w dziesiątkę.
Ulica Piotrkowska - jak nigdy - świeciła pustkami, a w podwórkach starych domów w okolicach mojej ulubionej ulicy Wschodniej i Włókienniczej widać było bardzo już zmęczone kilkudniowym maratonem
roześmiane oblicza lokatorstwa, zajmującego się własnymi sprawami.
Właściciele "roześmianych oblicz" byli przy tym w większości całkowicie niezdolni do zainteresowania się tak kluczową sprawą, jaką zazwyczaj było troskliwe dopytywanie się nas, czy "mamy jakiś problem".
Wizyta minęła więc absolutnie bezproblemowo.
Zresztą zawsze tak mijała.
Ulica Piotrkowska 211. Oczywiście pozwolę sobie przemycić zdjęcia przepięknej okładziny ceramicznej, zdobiącej bramę.
"Wiele zabytków przeszłości, co jeszcze wczoraj istniały, jutro zniknie bezpowrotnie. (...) Obowiązkiem żyjących jest zebrać te ułomki i okruchy najdroższych pamiątek przeszłości i w pamięci przyszłych pokoleń zapisać..."