W DRODZE
Po wyjeździe z Paczkowa mijamy zbiorniki kaskady Nysy, krętą wioskę Byczeń w której o mało nie taranuje nas ciężarówka. Wyjeżdżając z lasu widzimy monumentalną bryłę pałacu Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim. Zapada decyzja - nie dziś, dziś bambosze muzealnika nie wchodzą w grę. Jeszcze wiadukt kolejowy. Piękny. Za moment jesteśmy w Ząbkowicach Śląskich. Wjeżdżamy między stare kamienice. Docieramy do Rynku. Po drodze ani jednego miejsca parkingowego, ani skrawka żeby bezpiecznie zostawić naszą skodzinkę. Nic to - dzisiaj będzie zwiedzanie drive-thru. Na kilka sekund przystajemy przy południowej pierzei. Tak, wieża jest Krzywa. Jedziemy dalej, ruiny zamku umykają nam gdzieś z boku, ktoś popędza nas klaksonem. Wyjeżdżamy na obwodnicę. Zamiast pojechać najkrótszą drogą w kierunku następnego celu, mylimy skrzyżowanie. Nawigacja pokazuje nam drogę przez Grochową i Brzeźnicę. Na horyzoncie zaczyna majaczyć Donjon. Zbliżamy się.
SREBRNA GÓRA
Około 11 docieramy do Srebrnej Góry. Jest punkt informacji turystycznej. Idziemy na suwenirowe łowy. Dość skromnie nam poszło, jedna pocztówka i broszurka o miasteczku i twierdzy. Podziwiamy panoramę rozciągającą się za kościelną wieżą. Dopiero po wyjeździe z miasteczka czytam o etymologii polskich nazw uliczek Letniej i Zimowej. To są smaczki które lubi geograf.
Powoli ruszamy do góry. Na przełęczy parking płatny, prawie pusty, ze trzy auta. I starcie z panem parkingowym. Za nic ma pandemiczny dystans. Auto ma stać 50 cm od sąsiedniego. Parking za 10 zł. Na każdym kroku tablice z informacją, co nam zrobią, jeśli zaparkujemy poza parkingami, albo nie daj boże wjedziemy w drogę prowadzącą ku twierdzy. Atmosfera jak w Zakopanem. Nie lubię polskiej gościnności "gestorów turystyki". Ale cóż robi się dla własnego dziecka
Wchodzimy na Warowną Górę. W pierwszej kolejności swoje kroki kierujemy do Fortu Wysoka Skała. Zamknięty na wielką zardzewiałą kłódkę. Zaglądamy w szpary bramie. Widać jakiś drut kolczasty, jakieś obozowisko pruskich wojaków. Może kiedyś otworzą. Cofamy się w kierunku Donjonu. Jeszcze lektura cennika przed bramą Dolnego Bastionu - we dwójkę szarpnie nas to na prawie 40 zł. Decydujemy że mimo to nie idziemy w grupie z przewodnikiem, jakoś wolimy poszwędać się własnym tempem. Wciąż jeszcze z tyłu głowy tli się myśl aby unikać dużych skupisk ludzkich, w ciasnych przestrzeniach. No i na grupę trzeba będzie czekać prawie godzinę. Szkoda dnia. Dziś jeszcze trzy razy podejmiemy taką decyzję.
Oznakowanie trasy "bez przewodnika" jest cokolwiek słabe. Jakoś trafiamy w niewielkie wejście chodnika. Franciszek odkrywa umiejętność czytania
Docieramy do lazaretu. Polska służba zdrowia jest w podobnym stanie.
Większość zdjęć z podziemnej części wychodzi słaba albo wcale. Dopiero na powierzchni znowu coś mamy jako dowód naszej tam bytności.
Wchodzimy na dziedziniec Donjonu. Ooo, jakaś wystawa, wchodzimy. Dwie małe salki, wypełnione znaleziskami archeo. Dalej tabliczka "Zakaz wstępu bez przewodnika". Trudno, pies was trącał. Wędrujemy po schodach na górę. Objawia się nam panorama Gór Sowich i Bardzkich. Przedgórze Sudeckie również odznacza się dość wyraźnie. Na pierwszym planie "Fort Ostróg". Podążąmy wokół. Fort Rogowy z góry wygląda monumentalnie, z dołu chyba nie jest aż tak widowiskowy. Pada obietnica że wrócimy tu kiedyś aby zajrzeć w mniej turystyczne zakamarki, oraz poszukać śladów Kolei Srebrnogórskiej - jednej z najdłuższych linii kolei zębatych jakie powstały w tej okolicy, a chyba i we współczesnej Polsce.
Przy wyjściu z Dolnego Bastionu jeszcze wystawa. Historia eksploracji starej kopalni w Srebrnej Górze. Dramatyczne zdjęcia. Trochę ciekawych gablot, z minerałami, z znaleziskami. I pamiątkowe zdjęcie.
Po powrocie na parking stwierdzamy że pan parkingowy swoją misję "zacieśniania przyjaźni" między właścicielami samochodów realizuje z ogromnym samozaparciem. Mimo to na parkingu jakieś 10 samochodów. Ruszamy w dół. Wiadukty kolei srebrnogórskiej. Jest moc. Już niedługo dotrzemy do kolejnego punktu który braliśmy pod uwagę na naszej trasie...
cdn...