Niedawno minęła 270 rocznica tej wielkiej i arcyważnej bitwy, i pomyślałem by napisać coś więcej, co niniejszym z przyjemnością czynię
Zimą i wiosną 1745 roku po niepowodzeniu kampanii w Czechach armia pruska leczyła rany i uzupełniała straty, a sam król Fryderyk Wielki już od marca przebywał stale ze swoim wojskiem. Jednocześnie czynił wszystko by przekonać przeciwnika, że ciągle nie jest gotowy do walki podczas gdy już w maju armia osiągnęła pełną gotowość i rozpoczęła koncentrację pod Ząbkowicami Ślaskimi. Prowadzono intensywną pracę agenturalną, szpiedzy Fryderyka we wszystkich większych miastach Czech czynili obserwacje przemarszów wojsk a także prowadzili kampanię dezinformacyjną , jakoby pruski król i jego nadal zdziesiątkowana armia będzie tylko próbował działań obronnych w oparciu o Wrocław. Zresztą by utwierdzić przeciwnika w tym przekonaniu Fryderyk nakazał naprawę traktów i umocnień w rejonie tego miasta.
W tym czasie Austria i Saksonia gotowały się do rozprawy z jak sądzono, słabym jeszcze przeciwnikiem. Przygotowywano się do ofensywy i rozważano różne warianty strategiczne. Przy tym odrzucono ten najbardziej groźny dla Prus, czyli uderzenie z Czech i Saksonii w kierunku Łużyc by odciąć główne siły z królem na Śląsku od brandenburskiego serca państwa, na dodatek bronionego tylko kilkunastotysięcznym korpusem. Ze względów politycznych wybrano inwazję na Śląsk i jak najszybsze zajęcie Wrocławia. To był pierwszy kardynalny błąd, drugi, również o podłożu politycznym, było mianowanie przez cesarzową Marię Teresę dwóch równorzędnych wodzów, księcia Karola Lotaryńskiego i Jana Adolfa księcia Sachsen-Weissenfels.
W końcu maja 1745 roku koncentracja sojuszniczych sił sasko-austriackich pod Hradec Kralove dobiegła końca i wojska ruszyły ku sudeckim przełęczom w rejonie Kamiennej Góry i Krzeszowic. Nieliczne siły pruskie nie broniły ich i szybko wycofały się ku głównemu zgrupowaniu armii pruskiej, bo tak właśnie miało być. Zdziwiony ambasador Francji markiz de Valory pytał: "Wasza Królewska Wysokość, nie zamierzasz bronić górskiego wału?" W odpowiedzi usłyszał: "Mój drogi, ten górski wał jest długi na 60-80 mil i prowadzi przezeń dwanaście albo dwadzieścia dróg". I dodał że "...kiedy trzeba złapać mysz nie zostawia się pułapki zamkniętej a otwartą"
Połączenie wojsk inwazyjnych nastąpiło 29 maja pod Kamienną Górą, jednak z uwagi na ich zmęczenie i trudności w zaopatrzeniu zarządzono postój do 31 maja.
Ufni w swoją przewagę sprzymierzeni prowadzili działania bardzo opieszale i dopiero 2 czerwca przesunęli się w rejon Wolbromka i Chwaliszowa i tam znowu na noc stanęli obozem.
Mysz powoli wchodziła w pułapkę. Płaski teren między między Strzegomiem a Dobromierzem, ograniczony rzekami Strzegomką i Nysą Szaloną oraz górami i wzgórzami Fryderyk Wielki uznał za idealny do przeprowadzenia błyskawicznej kampanii.
3 czerwca wodzowie sprzymierzonych przeprowadzili na wzgórzu Wieżyca koło Dobromierza naradę i obserwowali piękny widok wojsk schodzących z gór, w kolumnach, z rozwiniętymi sztandarami i grającymi orkiestrami.
A tymczasem do pułapki wchodziły już główne siły Fryderyka Wielkiego. I tutaj znowu geniusz pruskiego króla dał o sobie znać. Podczas kiedy wojska królewskie stanęły obozem po obu stronach drogi Świdnica - Stary Jaworów.
Król nakazał odesłać tabory do Wrocławia, z możliwie największym hałasem. Miało to dwojaki cel, zmylic przeciwnika co do ruchów wojsk, a także by dać sobie swobodę manewru, ponieważ powolne tabory bardzo go utrudniają.
Ponadto przed frontem wojsk, od strony przeciwnika obsadzono las Nonnebush na południe od Pasiecznej czterema batalionami grenadierów i dwudziestoma szwadronami kawaleriii pod dowództwem generała Nassau. Siły te skutecznie "oślepiły" sprzymierzonych, odpędzając rozpoznawcze zagony kawalerii.